Jak działają przemytnicy

Operacja „Argon” to mało. Wielkie koncerny – Azoty, Police, Polski Holding Obronny, nie byle jakie nazwiska i duże pieniądze – czyli jak byli ludzie władzy zarabiają na dawnych kontaktach.

Jak ujawniła „Wyborcza”, CBA zainteresowało się agencją piarową R4S, którą założył Mariusz Sokołowski, były rzecznik policji, a w której posadę znalazł m.in. Adam Hofman, były rzecznik PiS, usunięty z partii za nadużycie finansowe.

Nie dziwię się, że taka firma wzbudziła zainteresowanie. Zasada jest prosta: najpierw pracujemy dla szeroko pojętego państwa, tam nawiązujemy kontakty i znajomości, a kiedy nasz notesik pęka już od nazwisk i numerów telefonów w szeroko rozumianej elity władzy i jej aparatu, do którego zaliczamy administrację państwową od gminy, przez powiaty, województwa aż do rządu, elity gospodarczej, finansowej i skarbowej, w tym spółek skarbu państwa, obronności, policji, dyplomacji, wreszcie mediów – wtedy sprzedajemy nasze kontakty i doświadczenia na wolnym rynku. Tworzymy lub dołączamy do prywatnej firmy, także lobbingowej, gdzie nasze atuty mogą się przydać.

Operacja „Argon” miała przyjrzeć się znacznym zamówieniom agencji R4S ze źródeł państwowych i okazało się, że i owszem. R4S zaprzecza, zwraca uwagę, że CBA nie podjęło żadnych kroków, żadnego postępowania nie wszczęto. Jak było – tak było, może sprawą zajmie się prokuratura i sąd, dla nas to nie ma to znaczenia.

Ważne jest jedno: styk sektora państwowego (np. spółki skarbu państwa), zwłaszcza w wydaniu Zjednoczonej Prawicy, i sektora prywatnego (agencja PR) mocno z państwem powiązanego to jest chyba jedno z najbardziej korupcjogennych obszarów, jaki istnieje.

Im większy jest w danym kraju udział sektora państwowego, posad rozdanych „swoim” – tym większa jest korupcja. Od budownictwa w Hiszpanii po zakupy samolotów w Japonii. Im więcej państwa, tym więcej tych, którzy na nim pasożytują. Im więcej swoich ludzi z rządu idzie do gospodarki – tym większe złodziejstwo.

Państwo z reguły gorzej pilnuje swojego majątku niż właściciel prywatny. Gdyby premier Morawiecki i minister Sasin organizowali w największym pośpiechu wybory „kopertowe” za własne pieniądze lub mieli w nich choćby udziały, toby się trzy razy zastanowili. A że chodziło o pieniądze państwowe, to mogli sobie (sobie – czyli państwu) pozwolić.

A Polska Fundacja Narodowa – ileż tam wyrzucono pieniędzy i w czyje ręce one poszły? Kto to wie? Może jeden wicepremier Gliński, któremu Fundacja podlega. Przymiotnik „narodowa” to nie jest polisa ubezpieczeniowa. Pardon, narodowa polisa.

Niestety, rząd Prawa i Sprawiedliwości systematycznie zwiększa udział sektora państwowego, który z roku na rok odgrywa coraz większą rolę w gospodarce. Różne są tego skutki, złe i dobre. Na ogół złe. Prof. Balcerowicz tłumaczy to od lat. Ja nie uważam (zresztą profesor też nie), że wszystko, co prywatne, jest dobre i należy prywatyzować na potęgę, ale nie można też patrzeć przez palce na to, co się dzieje na granicy prywatnego i państwowego, jak działają przemytnicy władzy i pieniędzy…