Za co przeprosił Morawiecki?

„Morawiecki – przeproś!” – taki był tytuł mojego wpisu na tym blogu 25 marca. Ku mojemu zaskoczeniu już po kilku dniach, w Wielki Piątek, premier przeprosił. Czego by nie mówić, powiedział „przepraszam” z równą łatwością jak wszystko, co mówi. Nigdy jeszcze jako bloger nie odniosłem takiego sukcesu.

Nie mam tak przewrócone w głowie, by uważać, że premier zobaczył mój wpis, puknął się w czoło i powiedział: że też mi to nie przyszło na myśl! Ten Passent ma rację. Warto spróbować. Co mi szkodzi? I jak pomyślał, tak zrobił.

Oczywiście, tak nie było. Morawiecki przeprosił sam z siebie, może po naradzie ze swoimi mędrcami: Kaczyńskim, Glińskim, Kamińskim, Sasinem, Niedzielskim, Dworczykiem. Czy miał na to czas i ochotę? Skoro minister zdrowia nie wiedział, że w nocy zawalił się system zapisów na szczepienie, to nie musi też wiedzieć, iż premier przeprosi.

Dlaczego Morawiecki przeprosił? Ponieważ dłużej nie mógł kłamać. Dopóki mógł, opowiadał bajki. Ale ile można? Zaczynały się święta, w czasie których zgromadzeni (często nielegalnie) rodacy będą mówili, co myślą. Pytanie „ZA CO przeprosił premier” pozostaje bez odpowiedzi, przyjdzie na nie czas, wtedy twórcy rządowej komunikacji pokażą mierzeję, budowę megalotniska, afery Platformy, Tuska w prokuraturze itd.

Tej nocy zawalił się nie tylko system rezerwacji terminów, ale i system propagandy, enigmatycznie zwany „komunikacją”. Dotychczasowa „komunikacja”, uprawiana od góry – od premiera i jego rzeczników, poprzez TVP, aparat państwa, po suto opłacane media prorządowe – była jedną wielką propagandą sukcesu. Narodowy program, narodowa strategia – wszystko to jeden wielki sukces, polski cud, którego zazdrości nam Europa. Media światowe pieją z zachwytu.

Morawiecki uprawiał tę propagandę (komunikację) w sposób szczególnie antypatyczny. „Jeżeli nie chcecie nam pomóc, to przynajmniej nie przeszkadzajcie” – mówił do opozycji. Kpił z tych, którzy rzekomo krytykowali tworzenie szpitali tymczasowych. W obliczu „sukcesu” tych szpitali wzywał krytyków do przeprosin. Różnica pomiędzy Niemcami a Polską polegała na tym, że tam kanclerz Merkel przepraszała za zapowiedź obostrzeń na święta, a u nas premier Morawiecki domagał się przeprosin za kolejny sukces jego administracji.

Arogancja, agresja, pycha, kłamstwo, niekompetencja, samouwielbienie – oto niektóre cechy „komunikacji” Morawieckiego. Dopiero kiedy system doznał wstrząsu, ponad pół miliona ludzi postawiono na nogi, dając im (oraz ich bliskim) nadzieję, którą trzeba było niestety odwołać – padła komunikacja sukcesu, niemająca sobie równej od czasów Gierka. Brakowało tylko pytania „pomożecie?”.

Nikt przy zdrowych zmysłach (poza TVP Info i paroma innymi mediami) nie wierzy, że przez tak wielki ocean nieszczęścia jak pandemia można przejść suchą stopą. Niepowodzenia, błędy są nieuchronne. Jedne państwa radzą sobie lepiej, były lepiej przygotowane, lepiej testowały, mają więcej personelu, mniej zgonów, więcej wyszczepionych, inne – przeciwnie, przodują nie w tym, co trzeba.

Ale nikt nie musiał kłamać, ciągle fotografować się na tle sukcesu (?), nikt nie zabraniał prezydentowi i pierwszej damie częściej wychodzić ze złotej klatki na Krakowskim Przedmieściu, nikt nie musiał rujnować zaufania obywateli do państwa. To już jest dorobek własny premiera. Dobrze, że przeprosił, to powinno polepszyć klimat. Ale na jak długo?