Cuda nad Wisłą

Dotychczas mieliśmy jeden cud nad Wisłą, ale ostatnio następuje cudowne cudów rozmnożenie.

Cud pierwszy: Cudowna przemiana Jarosława Kaczyńskiego. Z polityka pełnego temperamentu, znanego z niepohamowanego języka, skłonności do urażania i obrażania przeciwników – od elity intelektualnej począwszy, na Putinie skończywszy – narodził się dojrzały mąż stanu, spokojny, ugodowy, koncyliacyjny, człowiek zgody i porozumienia, nawet z Rosjanami. Ci, którzy wierzą w cudowną przemianę J.K. z wilka w baranka, każą zapomnieć o IV RP, a przecież sami (wespół z Platformą) założyli instytut pamiętania o wszystkim, co uznają za wygodne, w tym – co kto uczynił, powiedział lub napisał 50 lat temu, ba, nawet przed i w czasie wojny. Oni, którzy krytykowali amnezję i grubą kreskę – teraz sami do niej nawołują tych, co małostkowo wypominają prezesowi łże-elity i inne brednie. Kto chce wierzyć w cuda, w cudowną przemianę – ten niech wierzy. Na mnie proszę nie liczyć.

Cud drugi: Cudowna przemiana Janusza Palikota. Kiedy napisałem na tym blogu, że Palikot posuwa się za daleko urągając głowie państwa – posypały się pod moim adresem wymówki, że krzywdzę posła Palikota, że to jeden z nielicznych, którzy mają odwagę i „nie pękają”. Widać było, że Palikot ma swój elektorat. 10 kwietnia enfant terrible Platformy zamilkł z powodu katastrofy, aby po pięciu tygodniach znów się pojawić. Teraz mówi, że dawny Palikot umarł 10 kwietnia. Niech was nie zmylą nowe okulary i fryzura – to jest ten sam Janusz Palikot. Dawny Palikot nie umarł. Jest jak dawniej – sprytny, bo będzie ośmieszał cudowną przemianę Jarosława Kaczyńskiego, pomysłowy, lekko bezczelny, egocentryczny, i – miejmy nadzieję – nie tak infantylny jak przed cudowną przemianą. Ale to jest ten sam Palikot. W cuda nie wierzę. W cudowną przemianę posła Brudzińskiego też bym nie uwierzył.

Cud trzeci: Cudowna przemiana Władimira Putina. Jeszcze niedawno polskie media opisywały Putina jako gangstera z KGB, zblatowanego z innymi gangsterami, który niszczy bogu ducha winnych, szlachetnych miliarderów. Widziano w nim nowego cara, dzierżymordę i autokratę, który w głowie ma tylko odbudowę imperium, a ręce ma unurzane we krwi niewinnych narodów kaukaskich, ofiar kolejnych katastrof i zamachów. Dzisiaj natomiast Putin jest mężem stanu, poważnym politykiem, który destalinizuje i modernizuje Rosję. Ba, jest zdolny do ludzkich uczuć, co pokazał w Smoleńsku. Moim zdaniem, Putin nigdy nie był takim potworem, za jakiego uchodził w polskiej opinii, i nie jest takim aniołem, jaki się cudownie narodził 10 kwietnia. Jeżeli Czeczeńcy zaczną wierzgać, a Saakaszwili – podskakiwać – premier Rosji się nie zawaha. W polskich mediach pojawia się ostatnio odkrywcze stwierdzenie, że Putin „działa w interesie Rosji”. Czytaj: Byłby lepszy, gdyby działał w interesie Polski albo innych wartości, wyższych niż Rosja, ale do tego jest niezdolny. Takie myślenie to przejaw naszej megalomanii, arogancji i misji ewangelizacyjnej. Nie wierzę, że Putin z dnia na dzień stał się innym człowiekiem, To tragedia, jaka dotknęła Polskę, każe nam inaczej spojrzeć na Rosję, wspomóc ją, a nie tyko widzieć w niej kulę u nogi Europy.

I jeszcze jedno: PiS i prawica chcieliby śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem odebrać Rosji, przenieść je do Polski. A ja, kiedy czytam, słucham i oglądam, co się mówi w polskich mediach o katastrofie, kiedy myślę, co by się działo, gdyby wszystkie dowody, świadkowie i skrzynki trafiły od razu w nasze ręce, to myślę, że byśmy się wzajemnie rozszarpali. Kto wie, czy nie lepiej, że śledztwo toczy się zagranicą, ale przy pełnym dostępie strony polskiej. W Rosji przynajmniej nie ma ryzyka, że śledztwo toczyłoby się w cieniu kampanii wyborczej. A u nas nie jeden ujadałby na śledczych, że działają na rzecz jednej albo drugiej partii. W cuda nie wierzę.