I ty, Brutusie!

Przyznam bez bicia, że nie bardzo wierzyłem w konflikt Kaczyński – Ziobro, ani Tusk – Schetyna. Pogłoski na ten temat traktowałem raczej jako wyolbrzymione dworskie plotki  niż jako fakty. Aż tu nagle… Donald Tusk w geście cokolwiek aroganckim odwołał Grzegorza Schetynę ze stanowiska marszałka Sejmu, a Ziobro, Kurski i Cymański chcieli odwołać Jarosława Kaczyńskiego ze stanowiska prezesa PiS. (O merytorycznym, programowym podłożu konfliktu Tusk – Schetyna chętnie bym się czegoś dowiedział). Największym zaskoczeniem jest dla mnie Jacek Kurski, który recytował dytyramby na cześć prezesa, i to nie 20 lat temu, ale jeszcze niedawno. Zdziwiłem się także, gdy w otoczeniu Ziobry pojawiła się Beata Kempa i Arkadiusz Mularczyk, choć oboje w ostatniej chwili się ulotnili, nie ma ich wśród wykluczonych.  Mularczyk wręcz wił się u Anity Werner w TVN, żeby nie odpowiedzieć czy odejdzie z PiS, z czego wynika, że na razie nie odejdzie, „na razie”, to znaczy dopóki prezes jest silniejszy od Ziobry. Prezes Kaczyński ma pełne prawo zawołać w stronę każdego z secesjonistów „I ty, Brutusie!”, bo to byli politycy kiedyś najbardziej zaufani. Co prawda „banda trzech”  nie odchodzi sama, ale robiła wszystko, żeby prezes ją wyrzucił, można więc mówić o secesjonistach.

Rozstanie Ziobry i Kurskiego z PiS Kaczyńskiego to ważne wydarzenie. Po Dornie, Jurku, Kluzik – Rostkowskiej, Jakubiak, Marcinkiewiczu, Poncyljuszu, Sellinie, Ujazdowskim (nawróconych)  i innych, to jest moim zdaniem kropla, która przepełnia czarę goryczy. Jeszcze będzie tak, jak zawsze, za każdym razem, Hofman i Błaszczak będą powtarzali, żebyśmy zajęli się gospodarką, kryzysem, Grecją, Platformą, rządem Donalda – nic nie mogę – Tuska, jeszcze Anna Fotyga powtórzy, że to „wstyd dla dziennikarstwa polskiego”, ale w tym wołaniu chodzi już tylko o to, żeby odwrócić uwagę od tego, co się stało. A stało się to, że monopol PiS na prawicy jest poważnie zagrożony. Jeżeli po następnych wyborach parlamentarnych (może prędzej niż za 4 lata) znajdą się w Sejmie dwie partie prawicowe, to prawica będzie słabsza, skłócona,  osłabiona względem koalicji rządzącej.

Wraz z odejściem (wylaniem) Ziobry i Kurskiego,  maleje szansa na powrót prawicy do władzy w 2015 roku. Jeszcze do niedawna, 30 proc. głosów zdobytych przez PiS, z charyzmatycznym przywódcą na czele, to był poważny kapitał, pozwalało śnić  o powrocie do władzy. Dziś ten sen się rozwiał i nastąpiło bolesne przebudzenie – odchodzą lub są usuwani ludzie ze ścisłego kierownictwa partii, jej współzałożyciele, członkowie Komitetu Politycznego. To zupełnie jak znikanie ludzi z otoczenia I Sekretarza KC. Czy za nimi pójdzie 10 czy 20 osób, to nie ma takiego znaczenia jak fakt, że ci, którzy pozostaną przy prezesie,  nie będą już mieli tej wiary i nadziei, co dotychczas.  Błaszczak i Hofman będą jeszcze bardziej śmieszni, a prezes będzie budził coraz większe  politowanie. Okazuje się, że wbrew szumnym zapowiedziom, nie tylko nie potrafią zmienić Polski, ale przede wszystkim samych siebie. Teraz nawet Jadwiga Staniszkis jest zmuszona przyznać, ze prezesa otaczają miernoty. Prawicowi publicyści, którzy jeszcze kilka lat temu jak jeden mąż bronili prezesa przed „histeryczną nagonką” mainstreamowych polityków i mediów, teraz chyba przekonują się, że ci, którzy wiedzą o prezesie najwięcej – najdalej się od niego odsuwają .

Tym rasem pogłoski o śmierci IV RP nie są już chyba przedwczesne. Jej główni architekci pożarli się. Pozbawiona silnej opozycji koalicja PO/PSL ma wielką szansę przedstawienia i realizacji ambitnego programu, której oby nie zmarnowała. Nie wszystko bowiem, czego wyborcy oczekują od rządu, ma wymiar finansowy i da się odrzucić pod pozorem kryzysu. Zmiany w edukacji, świeckie państwo, uproszczenie procedur, likwidacja niektórych nieuzasadnionych przywilejów socjalnych, w tym emerytalnych, poprawa stosunków z Litwą (w zepsuciu których Polska ma duży udział), pilnowanie procedur – wiele jest spraw, które można prowadzić „za darmo”. Coraz głębszy kryzys PiS w przeddzień ogłoszenia nowego rządu, to dobra wiadomość. W następnych wyborach straszak PiS mało kogo przestraszy. Oby tak dalej, bo wtedy ludzie nie będą głosowali „przeciw”, ale „za”.