Kurtyna w górę

MIECZYSŁAW F. RAKOWSKI zmarł trzy lata temu. W rocznicę śmierci twórcy naszego pisma, na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, spotkało się grono przyjaciół  Zmarłego, wśród nich były prezydent RP, Aleksander Kwaśniewski. Koledzy i współpracownicy MFR zapalili znicze i złożyli kwiaty, w tym od redakcji „Polityki”.

DONALD TUSK rozpoczął II akt rządów PO/PSL. Jeszcze nikt w III RP nie miał w swoich rękach takiej władzy, jak przywódca Platformy. Wiele osób, w tym prezydent Komorowski, zachęca go do śmiałych reform i życzy odwagi. Niektórzy mówią nawet, że teraz albo nigdy, Tusk ma szansę pokazania, że jest mężem stanu. Ja ostrożnie podchodzę do takich apeli („Bądź mężem stanu – popełnij samobójstwo!”). Zmiany są konieczne, ale roztropne, bo w czasach kryzysu ważna jest stabilizacja i zimna krew. Pierwszego dnia Tusk musiał przekonać 59 posłów PO, żeby głosowali na Wandę Nowicką (od Palikota), na stanowisko wicemarszałka Sejmu. Udało się.  Platforma jednomyślnie upoważniła Tuska do zawarcia (przedłużenia) koalicji z PSL. Tusk delikatnie dal ludowcom do zrozumienia, że w konkretnych sprawach będzie mógł stworzyć inną niż z PSL większość w Sejmie.

EWA KOPACZ została wybrana Marszałkiem Sejmu (300 głosów, poseł Kuchciński z PiS 150 głosów). Nie mogę się na razie przyzwyczaić do tego, że Ewa Kopacz nie jest  ministrem zdrowia, tylko marszałkiem. Była to trochę ostentacyjna decyzja Tusk, połączona z degradacją Schetyny (Za co? – Nigdy dokładnie nie objaśniono.). Chyba wolałbym dr Kopacz widzieć w ministerstwie, ale – jak już pisałem – w nowej roli da sobie radę, ma w Sejmie komfortową sytuację.

ANTONI MACIEREWICZ i spółka z PiS zrobili wszystko, żeby zanieczyścić inauguracyjne posiedzenie Sejmu. Brutalny atak na Ewę Kopacz był – jak słusznie powiedział Tadeusz Mazowiecki – nikczemny. Jeśli chcą „grać Smoleńskiem”, to mają do tego pełne prawo, ale nie w pierwszym dniu obrad nowego Sejmu, i w taki sposób.  Wstyd i hańba, bo to jest poza wszystkim banalizowanie tragedii, jej instrumentalizacja.

BRONISŁAW KOMOROWSKI wygłosił w Sejmie orędzie, precedensowe, bo w takich okolicznościach żaden prezydent tak jeszcze  nie postąpił, ale nie widzę w tym nic złego. Nie ma w tym nic złego, może to początek nowego obyczaju? W przemówieniu nie znalazłem niczego zdrożnego – prezydent ma prawo, a  może nawet obowiązek, wskazywać, gdzie przede wszystkim mają nastąpić zmiany, kierunki są dość oczywiste, wzywanie do odwagi – zrozumiałe, acz nie mogę oprzeć się refleksji, że łatwo dodawać odwagi, kiedy kto inny ryzykuje. Ale jednak niezupełnie   „kto inny”, bo Komorowski i Tusk poniekąd jadą na jednym wózku. Gdyby rząd potknął się na reformach, to beneficjentem byłby nie obecny prezydent, raczej ktoś z opozycji (Palikot? Kaczyński? Ziobro?).
KAZIMIERZ KUTZ, marszałek – senior Senatu wygłosił niekonwencjonalne przemówienie, które zgorszyło część obecnych, mówił o dominacji partii politycznych, o jałowym Senacie, o „nakręcanych” i zaprogramowanych członkach parlamentu. Odrobina skandalu w izbie refleksji i w starannie wyreżyserowanym spektaklu. Ja tam Kutza lubię.

GRZEGORZ SCHETYNA cichym bohaterem dnia. Nikt nie wie, jaki czeka go los. Tusk był wobec niego kurtuazyjny, ba, wręcz przyjazny, mówił o zgranym tandemie, jaki obaj stanowią, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Donald Tusk lubi dawkować napięcie, kiedy wszyscy czekają na jego decyzję. Siła spokoju ma swoje zalety, ale czasami jest drażniąca.  W każdym razie kurtyna poszła w górę, a spektakl zapowiada się pasjonujący.