To się w dyni nie mieści

Aż mnie wcięło, czyli szczęka mi opadła, kiedy przeczytałem, że minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Bogdan Zdrojewski, odciął się (delikatnie pisząc ) od obyczaju Halloween. „Komercyjne przedsięwzięcie nie może być traktowane jak prawdziwe święto – powiedział minister. Powinniśmy dbać o własne święta i rozwijać tak, by były adekwatne do zmieniającego się otoczenia. Przejmowanie obcych wzorów traktowałbym z dużym sceptycyzmem i ostrożnością”.
Szczęka mi opadła przede wszystkim dlatego, że bardzo szanuję i sympatyzuję z panem Zdrojewskim, który jest jednym z najlepszych ministrów rządu Tuska. Jego wypowiedź bardziej mi jednak pasuje do min. Ujazdowskiego niż Zdrojewskiego. Przynajmniej taką miałem nadzieję. Wydawało mi się jednak, że ten rząd, który ma złą passę w opinii publicznej, ziemia pali mu się pod nogami, ma ważniejsze i pilniejsze sprawy niż zwalczanie pogańskich obyczajów. Gdy Halloween potępia Kościół – to rozumiem, acz nie podzielam, ale członek rządu?
Co takiego złego jest w Halloween, że głos musiał zabrać minister konstytucyjny rządu Rzeczpospolitej? Że to jest święto (obyczaj) importowane, a my mamy własne. Nie widzę sprzeczności. Byłem wczoraj z córką i z wnukiem na Powązkach, na grobie Agnieszki Osieckiej, a dziś wnuk wystawił dynię, ma rękawiczki kościotrupa i liczy cukierki. On nawet nie wie, że to jest zwyczaj importowany, i to od naszego najlepszego sojusznika – z USA. Gdyby to był zwyczaj sowiecki, albo germański, komunistyczny, rasistowski, faszystowski, to bym jeszcze rozumiał, że minister zabrał głos, ale zwyczaj made in USA? Z kraju wolności? Z Ameryki pochodzą dużo bardziej szkodliwe rzeczy, takie jak Coca-Cola i hamburgery. Świat się globalizuje , obyczaje się przenikają, żaden mur chrześcijański ani obyczajowe Schengen nie pomogą. Zwalczać trzeba Coca-Cole i hamburgery, bo przyczyniają się do otyłości i są zabójcze, podobnie jak brutalne filmy i bezmyślne kreskówki Made in USA. Ale Halloween?
Minister mówi, że to jest przedsięwzięcie komercyjne. Oczywiście, że jest. Ale czy Pan Minister widział święto bardziej komercyjne niż Boże Narodzenie? Tuż po Wszystkich Świętych zacznie się biznes bożonarodzeniowy – najbardziej kosztowna kampania handlowa w ciągu całego roku. Boże Narodzenie komercjalizuje się w zastraszającym tempie, już żadna stajenka, żadne sianko, tylko wyżerka, pijaństwo i prezenty, zakupy, zakupy i prezenty. Czy mamy przestrzegać przed Bożym Narodzeniem? A komunia – czyż nie jest skomercjalizowana „na maksa”, z „obowiązkiem” kupowania kosztownych prezentów dla dzieci?
Szanowny Panie Ministrze, muszę puknąć się w dynię zanim jakiś następca Jana Tadeusza Stanisławskiego na zamówienie Ministerstwa Kultury wygłosi wykład o wyższości polskich obyczajów nad obyczajami anglosaskimi. Ja mam w domu torbę pełną cukierków, w tym jednego dla Pana. Zapewniam, że nie są trujące.