Zazdroszczę erotomanom
Nie ma to jak zostać oskarżonym o zaprzeczanie ojcostwa, o molestowanie seksualne, o zmuszanie do seksu, o korupcję typu „praca za seks”, o wstrzykiwanie środka poronnego przez technika weterynarii oraz o inne przestępstwa poniżej pasa. Zazdroszczę posłowi Łyżwińskiemu, że podobne oskarżenia spadły na niego, a nie na mnie. Zadowoliłbym się chociażby wmawianiem mi dziecka. Miałbym dziecko, dostarczyłbym materiał genetyczny i czułbym się niewinny. Moje akcje jako mężczyzny poszłyby w górę, a przede wszystkim miałbym wpływowych obrońców.
Sam minister Aleksander Szczygło, szef Kancelarii Prezydenta RP, w jednej tylko rozmowie z Moniką Olejnik o seksskandalu, apelował o zachowanie spokoju, o to, by nie ferować wyroków, nie epatować, zaczekać na zarzuty prokuratury itd., itp. Widziałem i słyszałem niejedną wypowiedź Ministra i nie przypominam sobie, żeby był tak humanitarny i wyrozumiały dla osoby zaatakowanej. Dotychczas sprawiał wrażenie persony oschłej, surowej, kategorycznej, a przede wszystkim wymagającej. Tym razem pokazał się z innej strony – litościwy, cierpliwy, troskliwy. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ pokazuje, że osoba bezpodstawnie oskarżona o ojcostwo, jak poseł Łyżwiński, może znaleźć wpływowych obrońców. Ponieważ sam zamierzam w tych dniach zaangażować adwokata i wystąpić do sądu, być może udam się do zespołu adwokackiego przy Krakowskim Przedmieściu.
Budująca jest także reakcja mediów. Mam na myśli np. polemikę Piotra Zaremby („Dziennik”) z Sewerynem Blumsztajnem („GW”). Otóż Zaremba ma za złe Blumsztajnowi, że ten chce iść „na skróty” w wymierzaniu sprawiedliwości podejrzanym o przestępstwa seksualne. Podobno B. napisał:
Jeśli ktoś współżyje ze swoją podwładną i zostaje później przez nią oskarżony o wymuszenie współżycia groźbą wyrzucenia z pracy, nie ma obrony.
Tymczasem, zdaniem Zaremby (i moim zresztą też), mężczyźnie trzeba najpierw dowieść winę, a nie żeby on musiał udowadniać swoja niewinność.
Zgódźmy się – pisze humanitarnie publicysta „Dziennika” – w takich historiach możemy mieć do czynienia z dramatem kobiety skrzywdzonej, ale możemy też – z tragedią mężczyzny zagrożonego wyrokiem i ruiną życia. Tu potrzeba wyjątkowej pieczołowitości – i prokuratora i sędziego.
Kiedy red. Zaremba słyszy propozycje w stylu „skończmy z tymi prawniczymi skrupułami”, dreszcz przechodzi mu po plecach. „Na tym właśnie polegało poczucie prawa bolszewików” – pisze i dodaje, że „otwiera (się) pole do najdzikszych pomówień – skoro prawo do obrony ma być zawężone, jeśli nie zawieszone.”
Popieram w pełni to stanowisko. Ale ofiarą najdzikszych pomówień padają nie tylko erotomani i partyjni donżuani. Zazdroszczę wicepremierowi i posłowi, że w ich przypadku wystarczy dostarczyć materiał genetyczny. Dobrze, że ktoś przypomniał podstawowe zasady prawa. Oby z czasem potężnych obrońców doczekali się nie tylko erotomani.