Teologia pamięci

Mój ulubiony minister Aleksander Szczygło, szef Kancelarii Prezydenta, znów się popisał, tym razem mówiąc, że gen. Jaruzelski nie może być wzorem dla żołnierzy, bo służył Moskwie. Osąd Jaruzelskiego nie może być oczywiście entuzjastyczny i jednoznaczny, bo PRL była wasalem Moskwy, i generał ma niejedno na sumieniu, ale to co, wyprawiają rządzący, apelując o degradację generała, zastępując niezawisły sąd, chluby im nie przynosi. Gdyby Jaruzelski ruszył na Moskwę i pociągnął nas wszystkich w otchłań – byłby bohaterem, tak jak ci, którzy zadecydowali o Powstaniu Warszawskim. Podobnie byłoby, gdyby J. odebrał sobie życie (choć Salvadorowi Allende, który tak postąpił, nie ubyło z tego powodu przeciwników).

Od czasu do czasu rozlegają się jednak głosy rozsądku – przede wszystkim książki i publicystyka Tomasza Łubieńskiego o Powstaniu Warszawskim (i poprzednich), a także wywiad Waldemara Kuczyńskiego „Potępiam PRL, bronię Jaruzelskiego”. (Nb. niektórzy Blogowicze mieli za mi za złe, że się spóźniłem, bo Kuczyński napisał wcześniej to, co ja etc. Tymczasem ja bardzo się cieszę, że Waldemar Kuczyński napisał to wcześniej, nie mam ambicji wyścigowych, chętnie p. Waldemara popieram, a nawet uważam, że opinia „Potępiam PRL, bronię Jaruzelskiego” brzmi w jego ustach bardziej wiarygodnie niż w moich, i dlatego tym bardziej go popieram).

Podobał mi się komentarz „Dominika” na portalu Gazeta.pl (po wypowiedzi min. Szczygło) o Jaruzelskim:

Swymi działaniami – pisze „Dominik” – zaprzepaścił Jaruzelski szanse na kolejne przegrane powstanie i kolejne kilkaset tysięcy ofiar. Narodowi katolicy z PiSu nie mogą wybaczyć generałowi, że zniweczył taką szansę na kolejne wielkie narodowe święta i żałobne fety rocznicowe upamiętniające martyrologię naszego narodu.

„Dominik” ma rację: gdyby Jaruzelski zamiast ustanawiać własną dyktaturę i powodować jej ofiar, dopuścił do sowieckiej inwazji, albo jeszcze lepiej – stanął na czele wolnej, solidarnej Polski i zginął z tysiącami innych, gdyby dopuścił do utraty kontroli nad tysiącami uzbrojonych żołnierzy, milicjantów, tajniaków, a z drugiej strony – nad gorącymi głowami, których w narodzie nie brakowało, gdyby zginęły nie setki, ale tysiące i setki tysięcy rodaków, to dziś mielibyśmy otwarcie muzeum Jaruzelskiego, salwy honorowe, nabożeństwa, wystawy, programy telewizyjne, filmy, pogadanki, no, i pomiędzy nami a Rosją byłaby jeszcze większa przepaść. Bracia otwieraliby kolejne muzea, IPN eksponowałby kolejne krzywdy, odkopywano by masowe groby, do dziś trwałaby identyfikacja zwłok, poeci pisaliby wiersze, piosenkarze śpiewaliby piosenki, tak jak dzieje się to 70 lat po wojnie domowej w Hiszpanii i ponad 30 lat po zamachu stanu w Chile. A tak – cóż można zrobić poza wsadzeniem kilku osób do więzienia i odpruciem paru gwiazdek z pagonu? Na szczęście olbrzymia większość społeczeństwa nie chce tego cyrku, co świadczy o tych, którzy chcą sprawować rząd dusz – to ludzie zaślepieni, ograniczeni, mściwi, małego formatu, którzy stanowią mniejszość.

W dodatku wszyscy oni, jak jeden mąż, mają się za chrześcijan, modlą się, padają na kolana przed ołtarzem i przed kamerami. W ich postępowaniu natomiast tak mało jest cnót, że oni są chyba wyznawcami jakiejś innej religii. Ta religia to przeszłość. Oni wierzą w przeszłość. Tak jak każdy człowiek wierzący po swojemu widzi w swojej wyobraźni Pana Boga, tak oni po swojemu wpatrują się w mroki przeszłości, modlą się do niej, zanoszą modlitewne błagania, żeby im się ukazała taka, jaką oni ją widzą, żeby ujawniła jeszcze większych zbrodniarzy, jeszcze więcej podłości, jeszcze więcej ofiar, którym będzie można wystawić jeszcze większe mauzolea, zbudować jeszcze potężniejsze muzea, oddawać jeszcze niższe pokłony.

W miarę ateizacji społeczeństw zachodnich, w miarę jak maleje odsetek osób wierzących, praktykujących, jak topnieje liczba powołań, jak panoszy się grzech, antykoncepcja, aborcja, jak ludzie żyją i rodzą potomstwo bez ślubu i przybywa dzieci z nieprawego łoża, w miarę jak postępuje sekularyzacja – rodzi się nowa religia, nowa teologia: teologia przeszłości. Jej kapłanami stają się politycy (nie tylko u nas, także np. w Ameryce Łacińskiej, gdzie rozgrzebuje się zbrodnie dyktatury, w Izraelu – Holocaust, w Niemczech, gdzie odświeża się pamięć o przesiedleniach), a do kolejnych mszy służą dyżurni historycy. Zamiast relikwii chętnie wyciągną kolejną mapę, stenogram, zniszczoną fotografię bądź dokument, które potwierdzą doktrynę i nieomylność jej proroków. Mój znajomy mówi, że to syndrom trzeciego pokolenia: pierwsze budowało Polskę Ludową, drugie – obalało PRL, trzecie na gwałt usiłuje przekreślić jednych i drugich, bo własnej przeszłości nie ma.

PS. Pani Doroto, brawo za słowniczek IV RP oraz spis jej obietnic. Świetna robota, mam nadzieję, że przyda się wielu blogowiczom (mnie na pewno). Obawiam się, że przybędzie Pani jeszcze wiele smakowitych kąsków. Proponuję leksykon uzupełniać, to świetna ilustracja rozpraw prof. Michała Głowińskiego o języku IV RP.

Pani Halszka pyta, skąd dedykacja wiersza Bułata Okudżawy „Pożegnanie z Polską” dla Agnieszki Osieckiej. Agnieszka i Bułat zaprzyjaźnili się przy okazji pracy nad wystawieniem w Moskwie sztuki AO „Apetyty na czereśnie” (rosyjska premiera XII/1969), do której Bułat napisał piosenki i skomponował muzykę.

W połowie lat 70. BO przyjechał do Polski, zamieszkał w hotelu Europejskim w Warszawie i był przeziębiony. Poszliśmy go odwiedzić z AO i naszą córeczką (miała wtedy mniej więcej 3 lata). BO leżał w łóżku. Na nocnym stoliku stała butelka Coca-Coli, druga stała na podłodze przy łóżku. W pewnej chwili ktoś zapukał do drzwi. Wszedł kelner z butelką Coca-Coli. Przyjął zapłatę i wyszedł. – Bułat – spytaliśmy – kiedy Ty wypijesz tę całą Coca-Colę? – Ja tego nie piję, odparł, ale czy to nie jest fantastyczne: Podnosisz słuchawkę, zamawiasz Coca-Colę, po chwili przychodzi kelner, przynosi butelkę, bierze pieniądze, kłania się i wychodzi. A jak kiedyś w nocy, zimą, zmarznięty, przyjechałem do hotelu w Leningradzie i z pokoju zadzwoniłem z prośba o szklankę herbaty, to recepcjonistka mi odpowiedziała: „A tobie nogi z d… nie wyrosły, że nie możesz zejść do restauracji?!”

Bułat opowiedział nam też historyjkę, bardziej polityczną, ze swojego pierwszego wyjazdu do Paryża, gdzie nagrał płytę, ale o tym innym razem.

Pozdrawiam p. Halszkę i całe blogowisko. Pass