Witajcie w układzie!

Patrzę, czytam i nie wierzę: sympatyków PiS „wśród komentatorów już prawie nie ma”, napisał wczoraj w „Dzienniku” Piotr Zaremba, autor w sprawie sympatii dla PiS niezwykle miarodajny. Już ich nie ma? To gdzie oni się wszyscy podziali? Zaledwie kilka miesięcy temu dziennikarze zakochani w IV RP i rządzie Jarosława Kaczyńskiego, po opanowaniu mediów publicznych oraz części mediów prywatnych, odmieniali przez wszystkie przypadki słowo „histeria”. Ktokolwiek wybrzydzał na rząd i koalicję, brał udział w „histerycznej nagonce”, „zmasowanej kampanii”, „krytyce bez precedensu”. Tak uważał prezydent, premier oraz ich adwokaci w mediach. Wszędzie widzieli niesprawiedliwą, obsesyjną krytykę. Dotyczyło to zwłaszcza mediów i dziennikarzy „powiązanych z układem”.

Co ja mówię „kilka miesięcy temu”?! Jeszcze kilka tygodni temu ukazał się pełen ochów i achów pean znanego publicysty „Dziennika”, Michała Karnowskiego, na cześć imponującego premiera, który nie dojadał i nie dosypiał z przepracowania dla Ojczyzny. „To potrwa dłużej niż się wydawało” – pisał z nadzieją redaktor, z lubością przytaczając okrzyki przechodniów na widok premiera: „Jesteśmy z panem!”. Nawet ulubiony kot premiera miał się w rządowej willi nieźle.

Minęły może dwa tygodnie i w tym samy „Dzienniku” ukazał się obszerny artykuł Piotra Zaremby – życzliwy dla rządu i IV RP – pod wymownym tytułem: „Jarosław Kaczyński traci polityczny instynkt”. Znalazły się tam sformułowania miażdżące tegoż samego premiera, który kilka dni wcześniej budził zachwyt redakcyjnego kolegi: „staczanie się w przepaść”, „przestawianie ludzi jak pionki”, „przekonanie o własnej nieomylności”, „żabie skoki”, zagubienie celu, „fantom antykomunizmu” i „rewolucyjny radykalizm Jarosława Kaczyńskiego”.

Gdyby taki artykuł napisała Janina Paradowska albo Ewa Milewicz, gdyby to jeszcze ukazało się w „Gazecie”, gdyby to wszystko zdarzyło się kilka miesięcy temu – byłby to koronny przykład histerycznej nagonki i zmasowanej kampanii układu. A już w lutym była to poważna analiza i przejaw troski czołowego komentatora. To dowód, że z początkiem bieżącego roku coś się w Polsce zmieniło, coś drgnęło, coś pękło. Zerwała się niewidzialna nić łącząca IV RP z jej trubadurami w mediach. To, co wczoraj było przez prawicę odrzucane, jako bezpodstawny atak na IV RP i jej przywódcę, od kilku tygodni jest traktowane jako pogląd dopuszczalny, a nawet coraz bardziej rozpowszechniony.

Kiedy odnotowałem to w tym blogu, jeden z komentatorów napisał:

Uwierzę w koniec IV RP, kiedy to samo napiszą Rybiński, Semka, Ziemkiewicz i inni.

Nie śledzę publicystyki tych autorów na tyle systematycznie, żeby stwierdzić, czy już poszli śladem Zaremby, ale ręczę, że nie poszli śladem Michała Karnowskiego. Choć tego nie przyznają, dziś mówią to, co wczoraj zwalczali. Załamują ręce nad premierem. Kroplą, która przepełniła czarę goryczy, było usunięcie ulubionego prezesa przez umiłowanego wodza. Zreflektował się nawet sam Karnowski, który kilka dni temu obwieścił, że IV RP nie powstanie, zaś inny komentator wyznał, że „Jarosław Kaczyński nas wykiwał”. Piotr Zaremba, który niejednokrotnie bronił premiera przed bezprzykładną nagonką, teraz go nie oszczędza. Pisze, że premier „będzie musiał teraz odebrać kilka lekcji”, wraz koalicjantami podeptał do końca standard, PiS „jak łapczywy rabuś” (!) chwytając telewizję zmiażdżył ją w dłoniach.

Dworuję z nawróconych, ale zjawisko uważam za korzystne. Nawet do wczorajszych zwolenników zaczyna docierać, że król jest nagi. Lepiej późno niż wcale. Ciekawe, jak Jarosław Kaczyński odbierze lekcję, jaką dają mu życzliwi do niedawna dziennikarze. A co do publicystów, to witajcie w układzie!