Spis hołoty

Pan premier powiedział niedawno, że socjalizm to był ustrój hołoty dla hołoty. „I niewiele się zmieniło” – dodała pewna moja znajoma, obdarzona – jak na hołotę – szybkim refleksem. Niemcy nazywają takie riposty „schlagfertig” – cięte (hołota lubi się popisywać znajomością języków…).

Polemizowanie z przywódcą partii i rządu nigdy nie było moją mocną stroną, więc i tym razem, kiedy nie grozi to żadnymi konsekwencjami, nie będę udawał odważnego. Chciałbym tylko wspomnieć pewne osoby, które mam lub miałem zaszczyt znać, które apogeum swojego rozwoju przeżyły w Polsce powojennej, a w żadnym wypadku nie zasługują na miano hołoty. Są wśród nich: Jerzy GERT, nieżyjący już dyrygent, twórca krakowskiej orkiestry i chóru Polskiego Radia; orkiestra już nie istnieje, chór właśnie ma ulec likwidacji. Studiował z moim wujem w Wiedniu, po wojnie spotykali się u nas w domu, przychodził jeszcze wybitny skrzypek, prof. Tadeusz (?) WROŃSKI, sam Władysław SZPILMAN i filozof- marksista- meloman Adam SCHAFF. Rozmawiali głównie o muzyce i o… Zachodzie, bo Szpilman i Wroński, jako artyści, dużo podróżowali. Dzisiaj z melomanów, którzy też nie pasują do hołoty, znam prof. Wiktora OSIATYŃSKIEGO – jednego z tych, którzy są w stanie pojechać na koniec świata, żeby posłuchać symfonii Gustawa Mahlera. Za czasów Polski Ludowej nie było to możliwe ze względu na brak paszportu i „powszechnego ekwiwalentu”, ale dziś nie jest już takie rzadkie.

Na jubileuszu „Polityki” rozmawiałem z kimś, kto właśnie wrócił z Berlina, dokąd pojechał był ze znajomym, tylko na koncert i z powrotem. Obaj panowie dojrzali, uformowani w czasach hołoty. Wszystkich ich łączył fascynujący kompozytor, Gustaw Mahler, którego wielu melomanów uważa za jednego z największych w historii. W pewnym momencie swojej kariery Mahler wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie jest chyba bardziej popularny niż w Europie. A oto przykład: Podczas pobytu w Stanach poznałem studentkę Uniwersytetu Harvarda, nazwiskiem Kaplan, której ojciec jest milionerem, ale to go nie zadowalało. Marzył tylko o jednym: żeby kiedyś w życiu stanąć za pulpitem dyrygenta i poprowadzić symfonię Mahlera (nie pamiętam którą). Rzucił biznes i cały poświęcił się studiowaniu dyrygentury oraz swojego ulubionego kompozytora. Kiedy już opanował rzemiosło, WYNAJĄŁ orkiestrę symfoniczną oraz salę koncertową i odniósł wielki sukces! Od tego czasu jest uznanym specjalistą od tej jednej symfonii, jeździ po świecie, nagrywa (widziałem płyty) i dyryguje wykonaniem tylko tego jednego utworu.

Wracając do naszej hołoty, myślę sobie o prof. Władysławie JAWORSKIEJ – znanej historyczce sztuki, z którą poznał mnie Wojciech FIBAK, gdyż doradzała mu w tworzeniu jego kolekcji. Wspominałem o niej niedawno. Prof. Jaworska już przed wojną obracała się w wyższych sferach. Latem 1936 roku była na obozie studenckim w Rumunii, kiedy okazało się, że z wizytą do młodzieży przyjedzie król Rumunii, Karol II. Jaworska miała króla powitać w imieniu młodzieży, co też uczyniła. Mieszkała w pokoju księżnej, gdzie odwiedził ją król, rozmawiali po francusku. Jak widać, młoda p. Jaworska była aż przesadnie wykształcona jak na hołotę, gdyż rozkwit jej kariery przypadł na lata powojenne. Została najwybitniejszą znawczynią malarstwa Tadeusza Makowskiego (odkryła jego dzienniki), Ślewińskiego i Gauguina, była także przewodniczącą Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki, dyplomatką (na placówce w Szwecji, a wiadomo, kogo wtedy wysyłano), w czasach PRL zaznała wiele satysfakcji i przykrości, ale żyła przez duże „Ż”.

Myślę także o bliskich (bo żoliborskich) znajomych – Alinie JANOWSKIEJ i Wojciechu ZABŁOCKIM. Jakiż ci ludzie mają dorobek, ona – znana i lubiana aktorka, on – mistrz świata w szabli, architekt, profesor, autor świetnych książek. Zabłocki dostał się na studia. mimo że nie miał „punktów za pochodzenie”, ale za to rysował lepiej niż „hołota”. Zaczynał pod skrzydłami prof. Jerzego HRYNIEWIECKIEGO, jednego z najbardziej znanych architektów, twórców powojennej Warszawy (projektował m.in. FSO i Supersam, który – ku oburzeniu wielu Warszawiaków, w tym i moim – został niedawno wyburzony). Hryniewiecki był po Październiku przez kilka lat bezpartyjnym posłem na Sejm. Wyleciał po tym, jak powiedział, że ministrowie powinni mieć przynajmniej maturę…

Alina Janowska, obok wielkiej kariery, w czasach Solidarności bardzo się zaangażowała, i walnie przyczyniła do wyzwolenia Żoliborza spod sowieckiej dominacji. Najlepszy to dowód, że na Żoliborzu mieszkała nie tylko hołota. Tutaj mieszkają m.in. WAJDA, PIESIEWICZ, ZANUSSI i znany fotografik, „cichociemny”, uczestnik Powstania, gen. Stefan BAŁUK.
 
Muszę kończyć, bo zrobiło się późno, a mnie zebrało się na wspominki. Piszę o tych ludziach nie dlatego, żeby komuś wmawiać, że czasy hołoty były fajne, ale dlatego, że ludzie, którzy w nich żyli, niekoniecznie hołotą byli.

PS. Dziękuję Torlinowi za udział w jubileuszu „Polityki” (zdekonspirowało się tylko dwoje blogowiczów), a także MW za obecność w Salonie „Polityki” w Sopocie. Do zobaczenia!