Co w kraju piszczy

Przebywanie na wysokości 3 tys. metrów miało swoje zalety – śnieg po dziurki w nosie, powietrze czyste, człowiek znajduje się poza zasięgiem mediów (nawet Radio Maryja tam nie dociera), dmie co prawda potężny wiatr, ale nie jest to wicher historii. Można zapomnieć o bożym świecie. Coś mnie jednak podkusiło, żeby zjechać na dół, wstąpiłem do pobliskiego hotelu, zajrzałem do Internetu, a to był akurat dzień, kiedy szambo wybiło pod Oleksym i Gudzowatym. Po prostu dno, chyba jeszcze gorsze, niż handelek min. Lipińskiego z posłanką Begerową w jej numerze hotelowym. Co za poziom z tymi liftingami! Co za grzebanie w cudzych kieszeniach! Co zaliczenie zegarków! Co za wulgarne słownictwo! Jeszcze tylko brakowało, żeby były premier (lewicy!) donosił, czy były prezydent (lewicy!) nosi bieliznę od Calvina Kleina czy z innego butiku.

Co za sposób prowadzenia rozmowy, w której jedna strona (jeden z najbogatszych ludzi w Polsce) stara się wyciągnąć od drugiej jak najwięcej śmierdzących szczegółów. Obaj panowie wygadują brednie, a jeden to wszystko jeszcze nagrywa i wysyła prokuraturze, byle tylko podlizać się władzy. Po co to Oleksemu? Po co to Gudzowatemu? I, oczywiście, nazajutrz, w naszej prasie przyrządowej, słowa uznania pod adresem Oleksego, że on wie co mówi, bo to bardzo doświadczony polityk (zwłaszcza w sprawie zegarków i bielizny można mu ufać) itp, itd. A mówi jak towarzysz dziecko („Nie bądźcie, towarzyszu, dzieckiem”, jak mówił pewien towarzysz). Pełna żenada, wstyd i hańba. Niestety, ta rozmowa to odważnik na szalę Jarosława Kaczyńskiego.

Po zjechaniu z gór do poziomu morza, rzuciłem się na gazety, żeby przeczytać, co w kraju piszczy. Przeczytałem rozmaite odgłosy na temat dialogu Gudzowaty – Oleksy i zdziwił mnie jeden fragment w komentarzu Tomasza Lisa w „GW”:

Nic się w Polsce nie zmieni, jak długo będą nią rządzili panowie po pięćdziesiątce i ci, którzy za chwilę ją przekroczą. Należy im się zasłużony odpoczynek, by mogli się zająć tym, co absorbuje ich najbardziej. Sobą.

Aż trudno uwierzyć, że jeden z najlepszych polskich dziennikarzy, napisał coś takiego. W odróżnieniu od pana redaktora, ja nie tęsknię do rządów młodzieży: Ziobro, Giertych, Wierzejski, Mularczyk, Zawisza, Kurski (całe szczęście, że przegrał w sądzie, nareszcie Tusk coś wygrał), mają może mleko pod wąsem, ale ja już wolę gerontokrację: od Władysława Bartoszewskiego po Karola Modzelewskiego. Niestety, oni już rządzić nie będą, a młode wilki – jak Ziobro i Giertych – dają pokaz arogancji, nie mniejszy niż pokaz głupoty w wykonaniu duetu Gudzowaty – Oleksy. Nie wierzę, że zmiana pokoleniowa oznacza automatycznie jakąkolwiek poprawę. Wart Pac pałaca. Może dlatego, że jestem starcem, odpowiada mi to, co powiedział Andrzej Urbański (nowy prezes TVP, żaden mój faworyt, ale na pewno nie będzie gorszy od Wildsteina):

Pani w wieku stu lat jest takim samym obywatelem jak pani, która ma 30 lat i jeździ bmw.

Jeden z najbardziej aktywnych, młodych publicystów prawicowych napisał niedawno a propos „Polityki” (której nie znosi prawie tak bardzo jak „Gazety”), że może on przed 1989 r. nie miał większych zasług (z racji swojej młodości), ale „przynajmniej się nie ześwinił”. Zapomniał jednak dodać, że obecnie bardzo to nadrabia. Kiedy obserwuję tzw. scenę publiczną, dzisiejszych polityków i dziennikarzy, to odnoszę wrażenie, że obecna młodzież – mimo wymarzonych warunków uprawiania polityki i dziennikarstwa – wcale nie zachowuje się bardziej przyzwoicie niż pokolenie odchodzące. Wiele się zmieniło, ale ludzie pozostali tacy sami.