Twardziele i mięczaki

Marek Jurek mnie zaskoczył. Nie jestem z jego parafii, ale zawsze robił wrażenie człowieka opanowanego, spokojnego, i choć upartego, to nie skłonnego do dramatycznych gestów. Nieoczekiwana rezygnacja ze stanowiska marszałka Sejmu, a także członka PiS, wzbudziła dlań wiele uznania za jego charakter i konsekwencję. Słowa uznania („z takimi ludźmi mogę współpracować”) znalazł nawet Donald Tusk, który jest zupełnie inny – umie się dogadać i szuka porozumienia, dla niektórych jest nawet zbyt układny, za mało wyrazisty. Mało kto wątpi w osobistą uczciwość Marka Jurka, choć jako marszałek Sejmu, w decydujących momentach, był bardziej marszałkiem koalicji niż wszystkich posłów. Jednakże w sprawie aborcji i zmiany konstytucji tak naprawdę to rację miał Jarosław Kaczyński – polityk bardziej pragmatyczny niż ideowy, bardziej cwany i dalekowzroczny, który ostrzegał Marka Jurka, żeby nie majstrował przy aborcji ani przy Konstytucji, bo to się może źle skończyć. Jurek jednak nie posłuchał.

Trudno pytanie: kogo wybrać – ideowego fundamentalistę czy szczwanego lisa? W rezultacie przegrali obaj. Jurek, bo znalazł się na krawędzi PiS (nawet za burtą, choć prezes wysyła jeszcze szalupę ratunkową), i Kaczyński, bo PiS pod jego przywództwem jako lidera partii wodzowskiej został osłabiony. Nadszarpnięta też została pozycja samego wodza. Kolejno Marcinkiewicz, Dorn, Sikorski (choć nie był członkiem partii to popadł w konflikt w ramach elity władzy, z jej wybrankiem Macierewiczem), i teraz Marek Jurek – każdy po kolei zostawia jakąś rysę na kamiennym dotychczas obliczu Prawa i Sprawiedliwości. Moim zdaniem, do wyborów jeszcze daleko, bo nawet jeśli Marek Jurek znajdzie kilku naśladowców, którzy za nim pójdą, nawet jeśli da się uprosić, żeby pozostał bezpartyjnym marszałkiem, to w zasadniczych sprawach będzie nadal popierał koalicję rządzącą, a ta chce być u steru (i u żłobu) jak najdłużej.

Z drugiej strony Platforma urządziła show jedności, która nie wiadomo jak długo potrwa, bo pod obszernym parasolem Tuska znajdują się politycy bardzo różnorodni – od entuzjastów IV RP, jak Paweł Śpiewak, po symbole III RP, jak Andrzej Olechowski (cóż za nieoczekiwany powrót), nie mówiąc już o takich oryginałach jak Palikot, który jeszcze niedawno był za usunięciem Jana Rokity – wyrazistego lidera prawego skrzydła Platformy. W odróżnieniu od tych polityków PO, którzy są bez wyrazu (jak Grzegorz Schetyna), Palikot ma przynajmniej fantazję. Fakt, że założył koszulkę z napisem „Jestem gejem” i „Jestem z SLD”, zgorszył część obecnych na konferencji PO, ale intencje Palikota były oczywiste: chciał być kontynuatorem tych, którzy nosili koszulki z napisem „Miałam aborcję”, „Jestem Żydem”, czyli chciał wyrazić solidarność ze słabszymi, z mniejszościami. Dla partii liberalnej i mało opiekuńczej, która ma w programie nawet podatek liniowy, jeden milioner z miękkim sercem jest bardzo użyteczny.

*** 

Warszawa, 10 kwietnia 2007 r.

„Misja Specjalna”
Telewizja Polska S.A.
W miejscu.
Szanowni Państwo!

Uprzejmie proszę o odczytanie w programie, do którego zostałem zaproszony, poniższego listu:

Dziękuję za zaproszenie do udziału w kolejnym programie poświęconym m.in. mojej osobie. Z zaproszenia nie skorzystam, ponieważ nie zamierzam przykładać ręki do dzikiej lustracji medialnej. Jest ona wymierzona przeciwko arbitralnie wybranym osobom, które na podstawie arbitralnie dobranych, nielegalnie sporządzonych teczek i kwitów, mają zostać zdyskredytowane, a w konsekwencji pozbawione pracy. Bez mojej wiedzy zostałem zarejestrowany i obdarzony pseudonimami, o czym dowiedziałem się dopiero z „Misji Specjalnej”, a następnie z innych mediów, które uczestniczyły w linczu. W oparciu o tak przygotowane tzw. dowody miałbym teraz uczestniczyć w pokazowym procesie przed kamerami, w którym oskarżycielami będą autorki programu oraz dobrani przez nie eksperci.

Jedyna lustracja na jaką się godzę, to proces przed niezawisłym sądem, w którym oskarżenie i obrona mają równe prawa, równy dostęp do akt, możliwość ich weryfikacji, przesłuchania świadków i oskarżonego. Dlatego występowałem o autolustrację, której Sąd Lustracyjny mi dwukrotnie odmówił. Mam nadzieję, że takiego procesu doczekam. Do czasu takiego procesu nie będę brał udziału w żadnej innej formie lustracji.

Z poważaniem,

Daniel Passent