Paweł Zalewski – ofiara sukcesu

Jarosław Kaczyński rozstawia po kątach i strzela z bata, a wtóruje mu brat – prezydent. Marcinkiewicz, Meller, Sikorski, epizod z Dornem, teraz Paweł Zalewski – jeden po drugim podpada każdy, kto się wychylił.

Wszczynając postępowanie dyscyplinarne i zawieszając Pawła Zalewskiego w prawach członka PiS, bądź co bądź wiceprezesa tej partii, posła i przewodniczącego komisji sejmowej, prezes JK potwierdza tylko, że nie znosi niesubordynacji, najmniejszej samodzielności, każdy musi myśleć tak jak on i powtarzać jak za panią matką. „Ruki po szwam!” – oto odpowiedź na zbytnią dociekliwość Zalewskiego, który zadawał minister Fotydze niewygodne pytania. Zalewski to kolejny szatan, taki jak Bartoszewski, Michnik, Walter, Wałęsa i inni. Prezydent Kaczyński zerwał z Zalewskim stosunki dyplomatyczne i znajomość z nim uznał za zakończoną. Zerwanie znajomości to ze strony prezydenta najwyższy wymiar kary, jaki uprzednio zastosował wobec prof. Bartoszewskiego (Zalewski może być dumny). Tylko patrzeć, jak prezydent zakończy znajomość z Angelą Merkel, a premier zawiesi Poetteringa w obowiązkach przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Karski i Kurski wszystko to uzasadnią.

Prezes/premier nie toleruje krytyki, ani nawet najmniejszych wątpliwości. Fakt, że Zalewski śmiał – zbyt gorliwie jak na standardy JK – wypytywać Fotygę na okoliczność sukcesu na szczycie Unii i narzekać na brak odpowiedzi z jej strony, oznacza przecież dla premiera zakwestionowanie jego triumfu w Brukseli. Zamiast wierzyć na słowo, Zalewski szukał dziury w całym, aż sam do niej wpadł.

Uderzenie w Zalewskiego wymierzone zostało dosłownie nazajutrz po tym, jak w dorocznej ankiecie „Polityki” sprawozdawcy parlamentarni uznali go za najlepszego posła sezonu. Kaczyński nie cierpi, kiedy ktoś wyrasta ponad przeciętność, jaką wyznaczają posłuszne, wygadane miernoty. Dla niego wzór polityka to panowie Gosiewski, Cymański, Karski, Putra i Kurski. Teraz można oczekiwać kampanii przeciwko Zalewskiemu, z użyciem argumentów w stylu: szkaluje, wbija nóż w plecy, komu to służy, kto za tym stoi… Jedyna pociecha: stojąc na baczność PiS daleko dalej nie zajdzie.

Casus Zalewski to kolejny dowód fiaska polskiej polityki zagranicznej. Na jej czele stoją bracia, którzy nie mają w tej dziedzinie kompetencji ani doświadczenia. Oczernili wszystkich poprzednich ministrów. Ministrem mianowali urzędniczkę bez właściwości, bez autorytetu, bez programu. Od kartofla i Weimaru, po Merkel i Zalewskiego – wszystko mają za złe. Stosunki z Niemcami i z Rosją są fatalne, premierzy Słowacji i Węgier obrażeni, atmosfera wokół Polski jest co najmniej dwuznaczna. Bracia „odzyskali MSZ”, wyrzucając na lewo i na prawo w takim pośpiechu, że teraz nie mają ludzi, najpierw na ambasadora przy Unii, potem w Portugalii i w ponad 20 krajach. Uczą się języków, ale tych, którzy je znają – odwołują, zawieszają, zwalniają.

Nieufni, jak mało kto, ufają ludziom, którzy z różnych powodów wprowadzają ich w błąd, utwierdzają ich w przekonaniu, że ich majaki są rzeczywistością: Marek Cichocki zapewniał przed Brukselą, że Polskę popiera 40 proc. państw członkowskich, Jacek Saryusz-Wolski do ostatniej chwili przepowiadał sukces, więc prezydent RP będąc już w Brukseli zapewniał, że nie oddamy ani guzika („Polska nie ma w zwyczaju się cofać…”). Nie wiadomo skąd wzięło się przekonanie, że „Janina” jest wzmocniona na dwa lata. Portugalia tego nie potwierdza, Unia się do tego nie przyznaje, przewodniczący Parlamentu Europejskiego, mówi, że nic takiego nie miało miejsca. Rozgoryczony premier wyładował się na Zalewskim, a prezydent udzielił wywiadu TVP, żeby przypomnieć, że przedłużenie obowiązywania systemu nicejskiego do 2017 roku to wielki sukces, a reszta się nie liczy.

Awantura o Brukselę obnażyła słabość naszej polityki zagranicznej, a sankcje wobec Zalewskiego – lichotę demokracji a la PiS. Jeżeli Bruksela była takim sukcesem, to dlaczego premier i prezydent są tacy niezadowoleni? Wygląda na to, że Paweł Zalewski to ofiara sukcesu.