1 sierpnia – Dzień Zwycięstwa?
Nie chciałem zakłócać obchodów 63. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, ale teraz już chyba mogę poprzeć tych publicystów, którzy – jak Tomasz Łubieński, Waldemar Kuczyński, Zdzisław Pietrasik czy Jan Wróbel – wyrażają również mój pogląd: Cześć i chwała Poległym, ale to nie powinno ograniczać refleksji wokół Powstania. Sprawiedliwa opinia o Powstaniu jest bardzo trudna. Powstanie było największym przeżyciem pokolenia Kolumbów, ale tylko dla tych, którzy przeżyli. A pozostali? 150-200 tysięcy ofiar, których dokładnie nikt nigdy nie zliczy – czy oni musieli zginąć? Strach pomyśleć: w Powstaniu zginęło prawie dziesięć razy tyle ludzi co w Katyniu. Straszne. I w tej sprawie IPN żadnego śledztwa nie prowadzi.
Na temat Powstania napisano już bardzo dużo. Dominuje rozumowanie: Młodzież rwała się do walki. Pragnęła dobić hitlerowską bestię, odzyskać i ocalić niepodległą Polskę przed armią Stalina. Miasto – bohater, bohaterskie dzieci, z gołymi rękoma na uzbrojonych po zęby żołdaków, wspaniała młodzież, sanitariuszki, łączniczki… Gdyby nie Powstanie, Polska byłaby po wojnie jeszcze bardziej zsowietyzowana, być może wręcz wcielona jako kolejna republika rad. Gdyby nie Powstanie, nie byłoby Solidarności. Komunizm i sowiecka dominacja trwałyby dłużej. Moim zdaniem, gdyby nie Powstanie, nie byłoby okrągłego stołu.
To wszystko prawda, ale nie cała. Jest bowiem i druga strona: militarna i polityczna brawura, z jaką wysłano na śmierc tysiące ludzi. Uczestnik Powstania od pierwszego do ostatniego dnia, Stanisław Lakiernik, w książce („Diabelne szczęście czy palec Boży?”), pisze:
Powstanie uważam za najgorszy okres mojego życia. Bardzo szybko okazało się, że nasza sytuacja jest beznadziejna, a straty są ogromne.
Powstanie nie było przygotowane ani politycznie, ani militarnie. Rachuby na to, że Stalin będzie wspierał Powstanie wymierzone przeciwko sobie, że Roosevelt i Churchill będą umierać za Warszawę, były całkowicie bezpodstawne. Polacy poszli na pewną śmierć w imię nadziei na cud. Dziewczęta i chłopcy mogli na to liczyć, ale doświadczeni dowódcy i politycy? Świat przyglądał się zagładzie miasta z założonymi rękoma. Czy można było oczekiwać czegoś innego, kiedy podział powojennej Europy był już przesądzony i przypieczętowany przez Wielka Trójkę? Decyzja o wybuchu Powstania to był tragiczny błąd (‘błąd’ to za małe słowo), który pochłonął tysiące niewinnych ofiar, kwiat polskiej młodzieży. – To zbrodnia – jak powiedział gen. Anders, kiedy dowiedział się o wybuchu Powstania, któremu dzisiaj, po latach, nadaje się coraz większy wymiar, przy coraz mniejszej refleksji. Nikt z wyższych dowódców Powstania nie zginał. „Tak się złożyło” – pisał Łubieński. Coraz bardziej jednostronne obchody Powstania są na rękę politykom, którzy chcą być postrzegani jako jego spadkobiercy.
Dlatego z mieszanymi uczuciami obserwuję wesołe obchody, które mają zagłuszyć refleksję – rekonstrukcje, capstrzyki, inscenizacje, komiksy, koncerty, które mają stwarzać wrażenie, że Powstanie było aktem nie tylko wytęsknionym (co zrozumiałe), ale i radosnym. 1 sierpnia obchodzony jest jak dzień zwycięstwa. Rozpacz i gniew zwrócone są wyłącznie w kierunku Stalina o aliantów zachodnich.
Przyjęło się zbyt łatwo, że wszystkie możliwe błędy popełniono w imie wolności, która rozgrzesza ze wszystkiego.
O tym, co się działo przez 63 dni i jaki był koniec – mówi się półgębkiem. Oficjalną, zwycięską ocenę Powstania, dał w telewizji prezes IPN, Janusz Kurtyka (cytuję z pamięci):
Powstanie było porażką militarną, ale politycznie zapobiegło temu, żeby Sowieci mogli utrzymywać, że naród Polski zaakceptował ich panowanie.
To po to, żeby Sowieci nie mogli twierdzić, że przyjęto ich z otwartymi ramionami, musiało umrzeć miasto i jego mieszkańcy? I to mówi człowiek, który stoi na czele komisji do badania zbrodni przeciwko narodowi polskiemu?
PS. Przez najbliższy tydzień (4-11 VIII) będę poza Warszawą, nie gwarantuję regularności wpisów, przepraszam i pozdrawiam Blogowisko, Pass.