Trzej panowie S.

TOMASZ SAKIEWICZ. Nikogo na tym blogu nie muszę zapewniać, że z „Gazetą Polską” nie jest mi po drodze (z wzajemnością). Jednak decyzja sądu o tym, że z powodu nieusprawiedliwionej nieobecności na pierwszej rozprawie pan Sakiewicz miałby być na drugą rozprawę doprowadzony przez policję, a nawet przedtem zatrzymany na 48 godzin, budzi mój sprzeciw. Niestawienie się na rozprawę z powodu udziału w weselu (i to nie w roli głównej) zasługuje na potężną grzywnę jako karygodne lekceważenie sądu, ale po co zaraz angażować policję i areszt, po co robić z Sakiewicza męczennika? Teraz redaktor „Gazety Polskiej”, zachwycony, będzie czekał na policję, a fotografia agentów w kominiarkach, którzy zakuwają go w kajdanki i rzucają na pożarcie potworom z TVN przed sądem, będzie dla niego warta milion z złotych. Każdy dziennikarz by chciał! Zapraszam radiowóz do mnie. Należało Sakiewicza dotkliwie uderzyć po kieszeni, a nie po głowie.

Wykorzystał to natychmiast Jarosław Kaczyński, znany miłośnik mediów i wolności słowa, który Sakiewicza i jego zastępczynię przyjął. Przy okazji JK zaznał uniesienia moralnego, ostrzegał, że w Polsce zaczyna się putinada, naurągał sądowi, że orzeka zgodnie z oczekiwaniami Platformy itp. brednie. To, co Sakiewicz napisał, mało kogo już obchodzi. I przestaje być ważne, bo chodzi o wolność słowa, o demokrację, o najwyższe wartości, których uosobieniem staje się redaktor „Gazety Polskiej”. Tylko patrzeć, jak gwiazdy mediów zamkną się w jego obronie w klatce przed Sejmem (na pół godziny – tyle, ile potrzeba dla fotoreporterów i kamerzystów).

Uważam decyzje sądu za niefortunną, za wypadek przy pracy, ale to, co się dzieje, to festiwal zakłamania. Premier, który cały czas głosił, że potrzebne jest silne państwo – nie potępił zlekceważenia sądu. Premier, za czasów którego wyrzucono z pracy setki dziennikarzy, wprowadzono faktyczną politykę proskrypcyjną w mediach publicznych, urządzono czystkę największą od 1989 r. – ten premier występuje teraz w obronie dziennikarzy. Toż to kpina! (Przy okazji pragnę zaznaczyć, że w odróżnieniu od większości dziennikarzy, nie uważam, iż w Polsce oszczercom dzieje się krzywda. Przykładem ów dziennikarz, który napisał nieprawdę o miejscowym staroście (?), a gdy w sądzie okazało się, że to kłamstwa, nie chciał przeprosić, nie uiścił grzywny, tylko urósł do roli bohatera i został ułaskawiony przez prezydenta. Podniósł się rwetes, że w Polsce można trafić za słowo do więzienia. Otóż nie za słowo trafiłby do więzienia dziennikarz, ale za oszczerstwo, za odmowę przeprosin, czyli za zachowanie niehonorowe, za odmowę uiszczenia grzywny – to zupełnie coś innego niż niewinne „słowo”. Jestem przeciwko karze więzienia, ale jak od takiego zatwardziałego oszczercy wyegzekwować sprawiedliwość? Jestem przeciwko bezkarności oszczerców, w tym także polityków, którzy miotają bezpodstawne oskarżenia i paradują w glorii obrońców wolności słowa.

RADOSŁAW SIKORSKI nie jest złym kandydatem na ministra Spraw Zagranicznych. PiS takiego nie miał. Czasami powie coś za szybko (rurociąg północny = Ribbentrop / Mołotow, horda do dorżnięcia), nie ma tego życiorysu, co Bronisław Geremek, nie jest profesorem prawa międzynarodowego jak Skubiszewski, lub ekonomii jak Rosati. Bywał też infantylny jako antykomunista od dziecka, ochotnik w Afganistanie, który walczy piórem i karabinem, później angielski dżentelmen. Jego słabością jest też zgoda na nominację Macierewicza, wreszcie – przejście w ostatniej chwili, za pięć dwunasta, z PiS do Platformy. ALE wbrew temu, co insynuują Kaczory, to nie jest kandydat zły (chyba że mają jakąś ściśle tajną wiadomość kompromitującą, którą się z narodem podzielą, za pomocą jednej z ulubionych gazet, której „uda się dotrzeć” do tej sensacyjnej wiadomości). Sikorski ma jednoznacznie prawicowy i niepodległościowy życiorys, na mój gust aż nadto prawicowy, jest absolwentem jednego z najlepszych uniwersytetów w Europie, zna świat, nie jest prowincjonalny jak odchodząca ekipa, nie jest antyamerykański (wręcz przeciwnie, powiedziałbym, że poślubił Amerykę) ani antyeuropejski, jest poważnym człowiekiem, z którym można rozmawiać, potrafi się wzruszyć (jak na pożegnaniu z MON). Biegłość w problematyce geostrategicznej może mu tylko pomóc. Na pewno nie będzie kukiełką. Mam z nim różnice zdań, jedną nawet zadawnioną (Sikorski uważa, że Gułag = Holocaust, ja jestem innego zdania), ale ogólnie to jest człowiek, którego Polska nie będzie się wstydzić. Próba zniszczenia go (i jej styl), której jesteśmy dziś świadkami, wystawia jak najgorsze świadectwo jego pogromcom. To wszystko nie przesądza przyszłości jego kandydatury. Być może Donald Tusk poczuje się zmuszony złożyć Sikorskiego na ołtarzu stosunków z prezydentem (o które musi dbać) i uzgodnić np. jego nominację na ambasadora w Waszyngtonie lub przedstawiciela w NATO. Byłby w tych rolach znakomity, a za trzy lata – who knows?

ALEKSANDER SZCZYGŁO to uosobienie najgorszych cech polityki ustępującej (częściowo) władzy: głupoty, arogancji, zajadłości, mściwości, brutalności i podłości. Nie potrafi pogodzić się z tym, że Sikorski przewyższa go o klasę, nie potrafi przełknąć porażki wyborczej, nie omija okazji, żeby rywalom dokopać, jest chyba najlepszym uczniem obu swoich patronów. Nie przypominam sobie, żebym tak krytycznie myślał o wielu innych osobach. Kiedy go słyszę, odechciewa mi się niedzielnego śniadania w Radiu Zet. Mam ochotę go wyłączyć.