Wycieczka do Warszawy

Na początek trochę kultury, żeby odpoczynek od polityki trwał jak najdłużej. W drugi dzień świąt zaprosiłem moją żonę na wycieczkę do… Warszawy. Pierwsze kroki skierowaliśmy do Zamku Królewskiego, na wystawę „Od Lutra po Bauhaus”, czyli sztuka i skarby kultury z muzeów niemieckich. Na szczęście wybór pochodzi tylko z muzeów położonych na terenie byłej NRD, bo wybór ze wszystkich muzeów niemieckich byłby nie do przejścia. Jest to krótki przegląd kultury niemieckiej za ostatnie – bagatela! – 500 lat, od biblii Lutra i obrazów Cranacha, poprzez rapiery, sztylety i zbroje, muszle, perły i minerały zwiezione z całego świata, a następnie misternie obrobione w pracowniach rzemieślników, pałace baroku, muzykę Haendla i Bacha, parki i ogrody pokazane na filmach video, itede, itepe, aż po meble Bauhausu, płótna Paula Klee, Kandinsky’ego i obraz Beckmana.

Najbardziej podobał mi się stół do pracy i gry, który jako mebel podróżny miał zastąpić komfort i rozrywkę, a także pewien mebel, w skład którego wchodził instrument klawiszowy, szachownica do gry oraz niezliczone szufladki z przyborami do szycia, manicure itp. – idealny mebel dla mojej żony, która mogłaby katować wnuczka przy klawiaturze i jednocześnie robić na drutach, a ja z drugim wnukiem grałbym w warcaby, albo w wilka i owcę – wszystko przy tym samym meblu. Mówiąc bardziej poważnie, to najchętniej wyniósłbym niewielką rzeźbę Richarda Scheibe (1921) „Wjazd Chrystusa do Jerozolimy” – mała, pakowna rzecz, ale ostrzegam: na każdym kroku stoją strażnicy. Wyniosłem więc tylko informację, że Goethe był swojego czasu ministrem kultury.

Następnie udaliśmy się poprzez rozkopane Krakowskie Przedmieście w stronę Zachęty, gdzie obejrzeliśmy dwie wystawy. Najpierw pejzaże i portrety w kolekcji Krzysztofa Musiała, zaledwie część zbiorów jednego z najpoważniejszych współczesnych kolekcjonerów polskich – malarstwo (i trochę rzeźby) polskie I połowy XX wieku, Boznańska, Malczewski, Kramsztyk, Zak, Menkes, Dunikowski, Stażewski – wspaniała kolekcja. I świetna galeria „aTak” tegoż właściciela, naprzeciwko Uniwersytetu. Byłem tam niedawno na wystawie malarstwa A. Nachta Samborskiego. Nie do wiary, co może zgromadzić jeden człowiek w ciągu zaledwie kilku dziesięcioleci.

Z kolei wjechaliśmy windą się na piętro, na wielką wystawę malarstwa Wilhelma Sasnala. Nie jestem krytykiem, więc nie śmiem pisać o sztuce. Sasnal jest dziś najbardziej znanym młodym malarzem polskim (ur. 1972). Kto pragnie dowiedzieć się o nim więcej, temu polecam oczywiście wystawę, a ponadto najnowszą książkę o tym artyście: „SASNAL. Przewodnik Krytyki Politycznej”. Proszę się nie dziwić, że książkę o Sasnalu (znakomitą!) przygotowało wydawnictwo będące najciekawszym ośrodkiem na polskiej lewicy. Sasnal jest bowiem człowiekiem lewicy. „Wydaje mi się, że zwłaszcza dzisiaj nie można być na prawo. Trzeba być zupełnie jakimś przypałem, żeby godzić się na to, co dzieje się w tym kraju” – mówi w wywiadzie udzielonym rok temu. I dalej: „W świecie, w którym żyjemy, nigdy nie jest za dużo lewicowych tendencji. Nawet przejaskrawienie czy trochę tendencyjne patrzenie na rzeczywistość przez te czerwone okulary jest OK. Przewaga jest przecież wciąż po stronie konserwatystów spod znaku Busha, takiej faszystowskiej Ameryki czy PiS-owskiej, PO-owskiej, LPR-owskiej Polski. Wierzę, że ich czas się niedługo skończy. Choć jednocześnie boję się, ze po nich przyjdzie czas prawicy, która działa ukryta za maską, ale wciąż napierdala gejów, szuka winnego, chce lustrować ludzi…”

Nie wszystko, co Sasnal maluje i mówi akceptuję bezwarunkowo. Np. mówienie o Ameryce, że jest faszystowska, jest dyskusyjne. U siebie w kraju Amerykanie uprawiają demokrację, nie idealną (vide Chomsky), ale jednak godną pozazdroszczenia. Co innego, kiedy za granicą występują w dwoistej roli – dobrego policjanta (np. będąc gwarantem wolności w Europie i naszym sojusznikiem), jak i złego policjanta, który ingeruje bez pardonu tam, gdzie mu się podoba, a właściwie – nie podoba. (Vide Ameryka Łacińska czy Irak).

Ciągnie wilka do lasu, zagalopowałem się, zgodnie z naturą tego bloga, w politykę, a Sasnal to przecież artysta, i to wspaniały. Gdybym z wystawy w Zachęcie mógł wynieść tylko jeden obraz – wyniósłbym „Las”. Obraz wcale nie czerwony, tylko zielony, w kolorze nadziei.

Wracając, szliśmy przez rozkopane Krakowskie Przedmieście. Nie wierzę w brednie, że remont jest prowokacją Hanny Gronkiewicz Waltz wobec Pałacu Prezydenckiego. Chciałem nawet napisać na murze, żeby się prezydent nie bał, teren jest rozminowany: „Min niet”. Zrobiłem tylko minę w stronę Prezydenta, który w świątecznym wywiadzie dla Polskiego Radia powiedział, że rok, który upływa „był bardzo dobry”. Prezydent wymienił kilka powodów dla których był to taki dobry rok, m.in. wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia, a nawet umocnienie pozycji Polski na arenie międzynarodowej (!). Ponieważ jesteśmy w okresie świątecznym – nie będę z Panem Prezydentem polemizował. Dodam tylko, że była jeszcze jedna, najważniejsza przyczyna, dla której to był bardzo dobry rok: Wybory 21 października. Polska wyzwoliła się spod władzy PiS.

***

PS. Dziękuję serdecznie za wszystkie życzenia nadesłane pod adresem naszego bloga, blogowiczów i gospodarza. Życzenia nadesłali: Bart, Otawo, Waldemar, Kuba, Nefer, magrud, Krystyna, Feliks Stychowski, Rycho, JKJK, Spokojny, Teresa Stachurska, hortensja, aleydis, Maślana, ANCA, tomek.n., Bobola, Lex, dwapik, Gienio M., niewierzący lecz praktykujący, Cargo, Teodora, Roman 51.PL, Torlin, alburri, Ewa m., elaem i buku. Jeśli kogoś pominąłem – przepraszam.

Cieszę się, że naszym blogu spotykają się blogowicze z różnych kontynentów, w różnym wieku i o różnych poglądach. Zakończę tak, jak Lech Kaczyński:

Ja nie oczekuję cudów, ja oczekuję tylko tego, że nie będzie gorzej, jak było w ciągu ostatnich dwóch lat.

(Na tym blogu, oczywiście!)