Grypa czy cholera?

Tydzień temu, kiedy wracałem z urlopu i w samolocie zobaczyłem pierwsze polskie gazety, nie mogłem uwierzyć własnym oczom: Prezydent Lech Kaczyński nie zaprosił Adama Michnika na uroczystości z okazji rocznicy Marca ’68. Nie pisałem o tym dotychczas, gdyż nie chciałem wydawać pochopnych sądów, sądziłem, że być może jest coś na rzeczy, o której media milczą, jakaś tajemnica, której nie znam. Zostawiłem sobie czas do namysłu i zbierania wiadomości. Ale minęło kilka dni, pytałem na lewo i na prawo, i poza pokrętną wypowiedzią prezydenckiej pani minister, (że dobrze byłoby, gdyby te dwie postaci się spotkały i ciszej nad tą trumną), żadne fakty się nie pojawiły. Tylko jakieś plotki i intrygi w stylu prof. Śpiewaka, który sugerował, że były jakieś targi o order i Michnik się obraził, ponieważ nie miał dostać Orła Białego. Żadnego świadka, żadnych dowodów. Trudno bawić się w spekulacje, czy prezydent nie wystosował zaproszenia, gdyż bał się, że Michnik nie przyjdzie? Czy nie przyznał orderu, gdyż obawiał się, że Michnik nie przyjmie? Czy Michnik bez orderu nie przyjąłby zaproszenia? To wszystko magiel, to wszystko bzdury a la wypowiedź prof. Śpiewaka, jednego z ojców IV RP.

Wobec tego pozostaje nagi fakt: Lech Kaczyński, który był wtedy zwyczajnym zjadaczem chleba, na uroczystość ku pamięci Marca ’68 nie zaprosił głównego bohatera tamtych wydarzeń. Jest to zachowanie tak szokujące, że nie wiadomo, jak na nie zareagować. Nie chcę ulegać emocjom, napiszę wiec tylko, że mi wstyd, a ponieważ prezydent jest reprezentantem nas wszystkich, to pragnę z całych sił prosić o wyjaśnienie, a z braku takiego – zaprotestować.

Staram się zrozumieć motywy decyzji prezydenta. Adam Michnik jest dla braci Kaczyńskich symbolem III RP, Okrągłego Stołu, „Gazety Wyborczej” i jej KPP-owskich korzeni, zgniłego kompromisu z postkomunistami, miał nawet dobre słowo dla Jaruzelskiego i Kiszczaka, stoi też na czele opozycji przeciwko IV RP. Nawet gdyby to wszystko było prawdą, to zbrodnie Michnika miały miejsce ponad dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat PO MARCU ’68.

Pan Prezydent i jego ludzie celebrują Powstanie Warszawskie i z ogromnym szacunkiem mówią o jego uczestnikach, żadnego nie wykluczając. Ciekawe, czy gdyby dzisiaj żyli najwyżsi dowódcy Powstania, prezydent by ich nie zaprosił na uroczystości rocznicowe? Przecież brak Michnika wśród zaproszonych to taki sam skandal, jakim byłby brak Wałęsy, Gwiazdy czy Walentynowicz na uroczystościach ku czci „Solidarności”, lub pominięcie Marka Edelmana na obchodach rocznicy Powstania w Getcie. Trudno wyobrazić sobie większy skandal. I to w wykonaniu prezydenta, który uczestniczył w odsłonięciu pomnika Jana Kurasia „Ognia”. Prezydent, który rozgrzesza, a w każdym razie – wybacza Kurasiowi, a nie umie docenić Michnika, jest dla mnie symbolem polityki historycznej a la IV RP, o której tak celnie pisał prof. Romanowski we wczorajszej „Gazecie”.

Prezydent i ludzie Jemu podobni nie są w stanie wznieść się ponad podziały, w których są stroną. Nie są w stanie oddać jednemu z przywódców innego obozu i postaci niewątpliwie historycznej, jaką – przy wszystkich swoich słabościach (któż ich nie ma?) – jest Michnik należnych mu honorów. Postępek prezydenta nie spotkał się z należytym potępieniem, a nawet pojawiły się publikacje w stylu „Marzec to nie tylko Michnik”, które mają go usprawiedliwić. (Ciekawe, czy wkrótce przeczytamy, że Powstanie Kościuszkowskie to nie tylko Kościuszko?). Oczywiście, że Marzec to nie tylko Michnik, a Solidarność to nie tylko Wałęsa, ale co z tego wynika? Nic.

Zastanawiam się czasami, jakie są przyczyny, korzenie wrogości, jaka budzi Adam Michnik u swoich prześladowców. Nie mówię „krytyków”, bo ci potrzebni są każdemu, ale „prześladowców”, którzy ze zwalczania Michnika uczynili swoją misję. Są obsesjonaci, którzy atakują go kilka razy w tygodniu od lat, publikują książki, ba, nawet gazety, które nie wiadomo o kim i o czym by pisały, gdyby nie Michnik. Michnikofobia to zjawisko godne zbadania przez fizjologów i psychologów. Ponieważ, przynajmniej w moich oczach, bilans zasług i grzechów Michnika znacznie przewyższa dorobek jego oskarżycieli, dochodzę do wniosku, że głównym motywem ich postępowania jest zwykła ludzka zazdrość, a różnice polityczne i merytoryczne są drugorzędne.

Nie znaczy to, że wszelka krytyka Michnika jest bezpodstawna i można ją zbyć jako przejaw zazdrości. W żadnym razie, i ja też mógłbym dorzucić swoje, zwłaszcza do krytyki pod adresem „Gazety”, która jest stronnicza jak publicystyka Macieja Stasińskiego, ale ma przecież red. Stasiński pisać, co myśli, salonowa, jak książka „Lawina i kamienie”, wybiórcza (to ostatnie to grzech wszystkich mediów), ale widząc jej zasługi, staram się być sprawiedliwy. W pamfletach na Michnika znaleźć można poglądy trafne, obok zwykłej podłości, która wypomina mu pochodzenie, grzechy rodziny itp., ale to nie tłumaczy zajadłości i obsesji na jego punkcie.

Zawiść nie jest jedyną, ale główną przyczyną michnikofobii. Zawistnicy zazdroszczą mu zasług, nieustającej od ponad 40 lat obecności w życiu publicznym, charakteru, odwagi, więzień, niezłomności, erudycji, publicystyki, przyjaciół (i przyjaciółek), pieniędzy, wpływów, dokonań i Bóg wie, czego jeszcze. Michnikofobia, zwłaszcza w czasach IV RP, kiedy wydawało się, że jej bohater jest przegrany, znacznie chyba przerosła michnikowszczyznę. Zwalczanie michnikowszczyzny przy pomocy michnikofobii przypomina leczenie grypy cholerą.