Prezydent en passant

Wszystkiemu winne media – w ten sposób prezydent Kaczyński tłumaczy przegraną PiS w niedawnych wyborach. W normalnym kraju – mówił – rząd, który miał takie osiągnięcia, jak ten, którym kierował jego brat, nie mógłby przegrać wyborów. Prezydent wymienił niektóre osiągnięcia rządu brata: wzrost gospodarczy, spadek bezrobocia, inwestycje zagraniczne, zmiany w wymiarze sprawiedliwości. A media wszystko to obrzydziły i powtarzają nieprawdę, że mianowicie przed siedzibą prezydenta w Juracie bez przerwy stała karetka (a nie stała) oraz że prezydent wiedział (a nie wiedział) o polowaniu na bezdomnego Huberta H., który go obraził.

Niestety, wynika z tego, że obowiązująca w rodzinie interpretacja wyniku wyborów pół roku po fakcie jest nadal błędna i płytka. Błędna, ponieważ PiS miał w garści media publiczne (TVP, PR, PAP) oraz cieszył się rosnącą sympatią znacznej części mediów niepublicznych („Rzeczpospolita”, „Fakt”, „Dziennik” i inne). Pan prezydent pamięta tylko tych, którzy krzywo na niego patrzą co świadczy o kompleksach (o jednej gazecie mówi wręcz, że jest „biuletynem Platformy”), a nie widzi tego, że w ciągu ostatnich kilku lat w mediach dokonało się duże przesunięcie na prawo, tam, gdzie jest PiS. W rozmowie z Tomaszem Lisem prezydent powtórzył stare argumenty o tym, że media stworzyły jakąś „nadrzeczywistość”, która przesłoniła wyborcom rzeczywistość w jakiej żyją.

Ale załóżmy na chwilę, że prezydent ma rację, media rzeczywiście otumaniły naród i były przeciwko PiS. Wtedy należałoby zastanowić się – dlaczego? Dlaczego mimo obsadzenia Telewizji pp. Wildsteinem i Urbańskim, mimo nocnej zmiany w KRRiTV, mimo mianowania na szefów Polskiego Radia pp. Czabańskiego i Targalskiego, mimo usunięcia z mediów publicznych setek ludzi i zastąpienia ich panem Michalkiewiczem, paniami Gargas i Kanią i im podobnymi, te media zawiodły, nie spełniły oczekiwań swoich mocodawców? Są dwie możliwości. Albo rządy PiS były nie do zniesienia nawet dla ich pupilów, albo wymagania stawiane mediom przez braci Kaczyńskich są zbyt wysokie nawet dla ich entuzjastów. Innej możliwości nie widzę.

Kiedy prezydent mówi, że B. Wildstein został zwolniony, ponieważ spośród 8-10 wiadomości korzystnych dla rządu i żadna nie trafiła do „Wiadomości”, to znaczy, że bracia Kaczyńscy oczekiwali od mediów publicznych jeszcze większej służalczości i dyspozycyjności niż ta, której byliśmy świadkami. Panowie K & K nie docenili też aplauzu, jaki spotkał ich ze strony mediów prywatnych, takich jak „Dziennik”. W pierwszej fazie swojego istnienia gazeta ta była wobec rządów PiS entuzjastyczna, mówiło się, że był to najlepszy upominek koncernu Springera dla premiera Kaczyńskiego. Z czasem, zaledwie w ciągu kilku miesięcy, gazeta ta odwróciła się od swoich faworytów. Czy pan prezydent zastanowił się – dlaczego? Może rację miał Jan Wróbel pisząc, że gazeta poszła za czytelnikami? Interpretacja stanowiska mediów dokonana przez prezydenta sprowadza się do życiorysów właścicieli TVN i Polsatu. To trochę mało, jak na pierwsza osobę w państwie.

Mimo uśmiechów i całkiem dobrej formy, drobny incydent pokazuje, jak bardzo najeżony jest prezydent w rozmowie z dziennikarzem. Kiedy Lis w pewnej chwili usiłował wejść prezydentowi w słowo, mówiąc coś w rodzaju „Pozwoli pan, że teraz ja zadam pytanie”, prezydent odpowiedział: „Ja panu żadnego pytania jeszcze nie zadałem”.

Prezydent powtórzył większość tez swoich i swojego brata: media zajmują się opozycja, zamiast zajmować się rządem, z kolei rząd usiłuje rozbić opozycję, a to jest „zawsze destrukcyjne” (kiedy J.K. mówił o ZOMO to destrukcyjne nie było?), raport OBWE o mediach publicznych w kampanii wyborczej w Polsce należy traktować „z dystansem”, media bezpodstawnie wmawiały narodowi, że PiS jest zagrożeniem dla demokracji, Lepper był przez 10 dni „pieszczochem mediów” (gdy się poróżnił z J.K.), pp. Niesiołowski, Gowin i inni nieustannie obrażają prezydenta, to nie Tusk jest prawnikiem, tylko L.K., który od trzydziestu lat zajmuje się prawem, poseł Palikot 4 (słownie: cztery) razy wypowiadał się na temat stanu zdrowia głowy państwa (tu akurat zgadzam się z L.K. i pisałem o tym niedawno w swoim blogu – Pass), itd. itp. Prezydent powtórzył także w skrócie swój program – przeciwko Rzeczpospolitej dla bogatych i silnych, przeciwko podatkowi liniowemu oraz prywatyzacji służby zdrowia.

Były też akcenty koncyliacyjne i samokrytyczne, ale wypowiedziane bardzo mimochodem, żeby nie powiedzieć en passant: wszyscy popełniamy błędy, PiS miał w rządzie fatalnych koalicjantów, ale to wina Platformy, która nie chciała wejść do rządu, wypowiedzi o wykształciuchach i braniu lekarzy w kamasze były niefortunne, ale Ludwik Dorn nie jest już we władzach PiS, za Wehrmacht Jacek Kurski (polityk bardzo zdolny) został wyrzucony (?) z partii, ale nie zapominajmy jaka była prawda w sprawie Wehrmachtu, wreszcie prezydent jest w stanie „przyjąć każdą krytykę”, byle tylko była zgodna z rzeczywistością, a nie z nadrzeczywistością, a jaka jest rzeczywistość decydują za nas media.