Panom już dziękuję

„Dziękuję”, a nie „dziękujemy”, bo nie lubię pisać w liczbie mnogiej. Chciałbym na razie podziękować kilku politykom, którym media poświęcają zbyt wiele uwagi, i powiedzieć: „Szanowni Panowie, ja mam dość waszych wystąpień i mam nadzieję, że dzisiaj piszę o Was po raz ostatni. Od dziś zamierzam Panów ignorować (chyba, że zrobicie lub powiecie coś mądrego, wtedy się wycofam).

Joachim Brudziński – czołowy brutal PiS. Fauluje w każdym zdaniu. W co drugim obraża swoich adwersarzy. Bez przerwy pobudzony. Chyba właśnie dlatego jest zapraszany do popularnych programów w mediach, które uwielbiają walkę kogutów i krew eterze. W porównaniu z nim, poseł Kurski wydaje się subtelny i ma przynajmniej wdzięk. Już wolę Tadeusza Cymańskiego – też powtarza wiernie za prezesem, ale przynajmniej nikogo nie obraża. Nie pamiętam, żeby Joachim Brudziński powiedział coś godnego uwagi, poza tym, że broni swojej partii jak lew (nie piszę jak „kundelek”, choć tak mówił prymas Glemp, oczywiście nie o Brudzińskim). Jego pełne pogardy wypowiedzi o Kazimierzu Marcinkiewiczu – w końcu byłym koledze partyjnym – są nie do przyjęcia. Kiedyś wydawało mi się, że zbyt daleko posuwa się Stefan Niesiołowski, ale – po pierwsze – od kiedy został marszałkiem znacznie złagodniał, a – po drugie – to jest ktoś, to człowiek o ogromnych zasługach, ja w niego nigdy kamieniem nie rzucę. Ale Brudziński? Kto to jest Brudziński? Ja mu już dziękuje.

Kazimierz Marcinkiewicz – pajacuje jak na mój gust za dużo, a mediom – w to im graj. Wypowiada się w sposób niepoważny, aż trudno zrozumieć, że genialny strateg Jarosław Kaczyński zrobił zeń premiera. Te niekończące się festiwale p. Marcinkiewicza w mediach, to poszukiwanie dla niego odpowiedniej pracy, przebieranie pomiędzy największymi bankami, PZPN i innymi posadami, jego sugestie, że prezydent – elekt Kaczyński zamówił zbieranie nań haków, w tym i podsłuchów, a następnie wycofywanie się rakiem z tej insynuacji / sugestii (niepotrzebne skreślić) wystawia mu kiepskie świadectwo. Nie jestem wielbicielem braci, ale z nimi też należy grać fair. Ulubieniec mediów, ale mój – nie. Ja już panu Marcinkiewiczowi dziękuję.

Janusz Palikot zanadto błaznuje. To enfant terrible Platformy, ale brak mu tej finezji, jaką miał Zygmunt Kałużyński. Palikot ma dziwną umiejętność – szkodzi słusznej sprawie, w której występuje. W sprawie publikowania raportów o stanie zdrowia prezydenta (a może i premiera), ma rację, naród ma prawo wiedzieć itd., choć człowiek chory też może pełnić ważny urząd. Zostawiłbym to lekarzom. Gdyby poseł Palikot wysunął taki postulat od następnych wyborów, niezależnie od tego, kto je wygra – byłbym go poparł. Ale J.P. uczynił z kwestii stanu zdrowia szpilę pod adresem obecnego prezydenta, a to już nie fair. Kiedy Lech Kaczyński kandydował, takiego wymogu nie było i zmiana reguł w czasie pełnienia kadencji to nie jest fair play. To tak, jak gdyby w trakcie kadencji Kwaśniewskiego wymagać, żeby prezydent codziennie dmuchał w balonik. Podobnie w sprawie Tadeusza Rydzyka. Merytorycznie Palikot ma rację – ojciec dyrektor powinien się rozliczyć z pieniędzy zbieranych na stocznię, przywożonych zza granicy etc. Ale mówienie o nim per „marny człowiek” jest dla mnie niedopuszczalne. I znów – wybaczyłbym Niesiołowskiemu, ale Palikotowi? Kto to jest Palikot?

Nikogo nie należy przekreślać raz na zawsze, ale wszystkim tym trzem panom na razie dziękuję. Chyba, że się poprawią.