Agonia lewicy

Kiedy Donald Tusk złożył Włodzimierzowi Cimoszewiczowi „propozycję nie do odrzucenia” (żeby kandydował na stanowisko przewodniczącego Rady Europy), napisałem, że Cimoszewicz powinien tę propozycję przyjąć, ponieważ lewicy nie zjednoczy, a w Białowieży zginie. Ale co jest dobre dla Cimoszewicza, nie musi być dobre dla lewicy.  Teraz, kiedy propozycję przyjął, nasuwają się dwa pytania – co ten krok oznacza dla lewicy i dla niego samego?

Dla lewicy jest to oznaka jej upadku. To znaczy ni mniej ni więcej, tylko, że jeden z jej byłych liderów i kandydat na prezydenta, może się z lewicą w ogóle nie liczyć, że odwrócenie się od lewicy nic, albo prawie nic nie kosztuje. Lewicy nie trzeba się bać. Można się do niej odwrócić tyłem. Ona sama się boi. („Nie bój się, ja sam w strachu” – mówiło się kiedyś). Lewica jako ruch społeczno-polityczny w Polsce dziś nie istnieje. Są jeszcze ludzie o poglądach lewicowych (mniejsza o dokładną definicję tych poglądów), podobno jest ich nawet dużo (20 proc. ?), ale są niezorganizowani, bierni, anonimowi, wypłukani z aparatu władzy, ze służb i z dyplomacji, wypychani z mediów, marginalizowani w debacie publicznej, boją się pisnąć, co myślą. Korzysta z tego Tusk i Platforma, którzy stosują wobec lewicy taktykę salami: najpierw Danuta Huebner, która jest komisarzem Unii z nadania rządu centro-lewicowego, teraz Włodzimierz Cimoszewicz nie krępuje się przyjąć  propozycji Tuska i ewentualnie wylądować w międzynarodówce chadecji. Tego samego Tuska, który na pytanie „Jaka jest Polsce potrzebna lewica?”, odpowiada: „Słaba”. Trzeba sobie powiedzieć jasno: Huebner i Cimoszewicz wyskakują z okrętu lewicy, ponieważ ten okręt tonie. Tusk idzie śladami Sarkozy’ego, który także skubie lewicę, powierzając jej człowiekowi nawet stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych.

Być może  w  wyborach do Parlamentu Europejskiego lewica nie wypadnie najgorzej, ponieważ frekwencja będzie niewysoka (a to sprzyja wyborcom zdecydowanym ideologicznie na lewicę lub prawicę, podczas gdy centrum zostanie w domu), a niektórzy kandydaci są mocni (m.in. Józef Pinior, Dariusz Rosati, Magdalena Środa). Ale względnie dobry wynik solistów lewicy w wyborach do PE nie zostanie powtórzony w wyborach do Sejmu i do Senatu, kiedy wyborca centrolewicowy będzie stał wobec dylematu: powstrzymać PiS i głosować na Platformę, czy zmarnować swój głos i oddać go na lewicę?

Żeby lewica się odrodziła, musi przejść drogę podobną do tej, jaką przeszła prawica. Nieobecna w Sejmie, musi być obecna wśród ludzi – zaczynać od Internetu, gazetek, spotkań, dyskusji, uczniów i studentów. Teraz na przykład podnosi się na prawicy („Rz”) larum, że Platforma i SLD przejmują media. Prawica potrafi urządzać demonstracje w obronie swoich ludzi (pp. Wildsteina, Skowrońskiego) w mediach. Ale jak naprawdę przejmować media i się nie krepować, pokazał Jarosław Kaczyński, a przedtem ojciec chrzestny pampersów Wiesław Walendziak. W rozmowie z innym byłym pampersem, Cezarym Michalskim (wczorajszy „Dziennik”), Walendziak wspomina swoje osiągnięcia. Kiedy został dyrektorem generalnym Polsatu, szybko przygarnął takich ludzi jak Bogusław Chrabota, Adam Pawłowicz, Jarosław Sellin, Andrzej Papież (i inni działacze Ligi Republikańskiej). „W Polsacie zatrudniłem nawet żonę Mariusza Kamińskiego. Pracowała razem z ludźmi, którzy po pracy chodzili na demonstracje przeciwko komunistom i postkomunistycznym oligarchom”. I dalej: „Dzięki pracy w kierowanych  przez nas instytucjach ludzie przygotowują się do różnych ważnych ról społecznych i państwowych. (…) Kiedy byłem prezesem TVP SA, szefem biura kontroli został W. Marczewski, który będzie potem szefem ABW, a następnie szefem Służby Wywiadu Wojskowego. Jego z-cą był M. Chodkiewicz, który potem zostanie m.in. z-cą szefa Służby Wywiadu Wojskowego. A jednym z funkcyjnych w tym biurze był Mariusz Kamiński, dzisiaj szef CBA. (…) popatrzmy na czołówkę dziennikarską TVN, Polsatu, „Rz.”, „Polski”, „Dziennika” – to całe armie kogo?”

Lewica ma więc od kogo się uczyć. Nie są to wzory eleganckie (przypomnijmy harce dziennika „Życie”, o którym W.W. nie wspomina), ale skuteczne.