Elita zboczeńców

Nieustannie walcząc z autorytetami moralnymi i pseudo-elitą, czwarta RP i jej zwolennicy sięgają do coraz to nowych argumentów. Nie dość, że pseudo-autorytety w młodości komunizowały, a na starość kolaborowały, a w III RP utworzyły salon, gazetę i na każdym kroku węszą antysemityzm, to na domiar złego jeszcze… kochają inaczej. Rafał Ziemkiewicz – jeden z autorytetów IV RP – w felietonie na łamach “Rz.” (9.I) demaskuje najpierw Marka Hłaskę, a potem i inne pseudo-autorytety homoseksualne. Ziemkiewicz pisze, że gardzi Markiem Hłaską – to jego prawo. Nie było go chyba jeszcze na świecie, kiedy Hłasko opisywał zupełnie inną Polskę, niż ta z oficjalnej propagandy, kiedy pisał językiem Polaków, a nie PRL. Wtedy Hłasko był zjawiskiem. Kiedy wściekał się na niego i prześladował go Gomułka – nie był to żaden “tchórz, gówniarz i pozer”, jak go określił Andrzej Bobkowski, a w ślad za nim Rafał Ziemkiewicz. Kiedy pisze o “ucieczce Hłaski z Polski”, a nie o tym, że Gomułka kazał go nie wpuścić – to tylko mija się z prawdą. Tego wszystkiego Ziemkiewicz może nie pamiętać nie wiedzieć, być innego zdania. Do tego momentu różnice poglądów na Hłaskę mieszczą się w granicach przyzwoitości.

Gorzej, kiedy do walki z autorytetami red. Ziemkiewicz włącza życie prywatne Hłaski i innych. Powołując się na książkę Barbary Stanisławczyk “Miłosne gry Marka Hłaski”, felietonista “Rz.” twierdzi, że Hłasko “kleił się do mężczyzn”, a jego “związki z prominentnymi pederastami, jak ich w owych czasach prostolinijnie nazywano, służyły wyłącznie karierze”. Jak wytropiła pani Stanisławczyk, “najważniejszymi pismami literackimi kierowali – bezpośrednio lub pośrednio – homoseksualiści”, Wilhelm Mach, Jerzy Andrzejewski, Jarosław Iwaszkiewicz, Julian Stryjkowski, Henryk Bereza. Chyba przez wrodzoną delikatność (Ziemkiewicz pisze o sobie, że jest tolerancyjny) autor nie wymienił homoseksualistów, którzy dzisiaj trzęsą życiem literackim, salonem, “Wyborczą”, a może nawet całą III RP. Zamiast tego Rafał Ziemkiewicz wyciąga wnioski ogólne. Pisze, że “homoseksualiści byli dla realnego socjalizmu mniejszością idealną trzymaną w ścisłym posłuszeństwie obyczajowymi ‘hakami’ (…) po latach warto by prześledzić ten mechanizm doboru peerelowskiej elity, z której wyrosła dzisiejsza warstwa autorytetów moralnych”.

Prawda, jakie to proste? Życiem literackim PRL trzęśli “pederaści”, a z nich wyrosły dzisiejsze autorytety moralne. Zastanówmy się – kim dla czytelników Ziemkiewicza są dzisiejsze tak zwane “autorytety moralne”? Zaryzykuję kilka nazwisk: Lech Wałęsa, Adam Michnik, Helena Łuczywo, Bogdan Borusewicz, Władysław Bartoszewski, Henryk Wujec, Tadeusz Mazowiecki, Władysław Frasyniuk, Leszek Balcerowicz, Andrzej Wajda, Zbigniew Bujak, duchowni – Tischner, Pieronek, Życiński – i inni. Dlaczego Rafał Ziemkiewicz sugeruje, że dzisiejsza elita pochodzi z nieprawego, homoseksualnego łoża – tego nie wiem. Być może chodzi po prostu o to, żeby przeciwko pseudo-elicie wykorzystać także homofobię. Każda broń jest dobra.

Wystarczy poczytać dzienniki Jarosława Iwaszkiewicza czy Zygmunta Mycielskiego, żeby się dowiedzieć, jak się żyło homoseksualistom w Polsce Ludowej, by docenić, ile ci ludzie wycierpieli z powodu swoich preferencji seksualnych.

Poza tym, grzebanie w cudzej pościeli i dorabianie do tego ideologii wydaje mi się niesmaczne.