Wojna polsko-białoruska

Andżelika Borys, która pełni rolę Emilii Plater, po wyjściu od prezydenta Kaczyńskiego, marszałka Komorowskiego i wszystkich polskich świętych, pojawiła się w Parlamencie Europejskim w Brukseli, gdzie wcale nie wzywała do nałożenia sankcji na Białoruś.

Za to apelowała o współpracę, w tym o ułatwienia wizowe. Także prezydent Kaczyński i dyplomacja polska posługują się ostatnio językiem umiarkowanym, nie chcą wylewać Łukaszenki z kąpielą. Bruksela nie dała się namówić na awanturę z Mińskiem, zamiast tego sięga po kij i marchewkę. Kijem wymachuje Parlament Europejski w specjalnej rezolucji, a marchewkę pokazuje Komisja, która  zrobi przegląd  stosunków z Białorusią dopiero w kwietniu. To zimny prysznic na rozpalone głowy rozmaitych ekspertów i mediów w Polsce, którzy najchętniej zrzuciliby bombę na Białoruś Łukaszenki.

Bronisław Łagowski, w znakomitym jak zwykle felietonie na łamach „Przeglądu”, zauważa, że w Polsce cały czas przedstawia się tylko stanowisko tej części Związku Polaków na Białorusi, na czele której stoi Andżelika Borys. Stanowiska drugiej strony, to jest frakcji ze Stanisławem Siemaszką na czele, w polskich mediach nie uświadczysz. Podobnie jak stanowiska tamtejszych władz. A jak jest naprawdę?  Rzecz cała wyjaśnia Łagowski: „ZPB ma dwa zarządy. Jeden jest uznany za prawowity w Warszawie, drugi w Mińsku. Władze w Warszawie chcą, aby ten związek był ugrupowaniem opozycyjnym wobec reżimu Łukaszenki, a władze mińskie tego nie chcą”. Polska poucza Białoruś  w sprawie praw człowieka i demokracji, temu służy polska TV po białorusku, radio w tym języku oraz księża, którzy upodobali sobie ten kraj jako misyjny.

Cel polskiej dyplomacji jest zbożny – uszlachetnić demokrację białoruską i oddalić Białoruś od Rosji ku Europie. Ale jak to osiągnąć? Na pewno nie przeciwstawiając demonstracyjnie części polskiej diaspory reżimowi Łukaszenki. Nie grać Polonią.  Nie wykorzystywać rodaków. Należy prowadzić grę bardziej subtelną – tak, by „nasi” Polacy nie narazili się na ataki jakoby byli „dwunarodowcami” i „piątą kolumną”. Zamiast walczyć z Łukaszenką „do ostatniego Polaka”, Warszawa nie powinna ulegać histerii, wezwaniom pod adresem rządu do kategorycznego działania, do wyprawy na Mińsk. Powinna choćby zauważyć istnienie  drugiej, nie „naszej” części Polonii białoruskiej, nie mieszać się zbyt nachalnie w stosunki wewnątrz polskiej diaspory, traktować stosunki Łukaszenko – ZPB jako POCHODNĄ stosunków z Polską i z Unią, a nie jako źródło wszelkiego zła.

Polska dyplomacja wykazuje cierpliwość i elastyczność, dobrze by było, gdyby podobnie zachowali się inni politycy, komentatorzy oraz media, które ulegają histerii. Jak trafnie zauważa Łagowski, „Na Białorusi media są wolne, ponieważ ukrywają fakty niewygodne dla rządu, w Polsce media są wolne i dlatego ukrywają fakty niewygodne dla rządu”.  Politycy i dziennikarze PIS zacierają ręce z powodu „bankructwa” rzekomo miękkiej polityki rządu. Ale co mają do zaoferowania, oprócz całkowitego zerwania z Białorusią i pchania jej w objęcia Moskwy?

PS.

Uprzejmie przypominam, że na tym blogu nie ma i nie będzie miejsca na antysemityzm ani na żaden rasizm i ksenofobię.

Można, jak chce Magrud, dyskutować o Starszych Braciach, ale pisać jakoby Żydzi mieli coś wspólnego z kradzieżą napisu „Arbeit macht frei”, jakoby mogli zapobiec pogromowi kieleckiemu, pisać o „żydowskich pogromach” zamiast o pogromach antyżydowskich lub pogromach na Żydach, pisać w duchu Gomułki o „dwunarodowcach”, o „nieszczęśnikach Holocaustu” tłumnie zgromadzonych na tej platformie, sugerować, że transformacja polska odbyła się za żydowskie pieniądze itd., itp. – na to nie pozwolę i następnym razem autora(-rkę) takich wpisów z bloga wyproszę.