Odra i Nysa granicą wartości

Polska cala zwrócona jest na Wschód – na Katyń, na Putina, na Ukrainę i Białoruś, i na pewno to jest ważne.

Zwłaszcza gdyby miało doprowadzić do pojednania z Rosją (wspólny udział premierów Putina i Tuska w uroczystościach, to krok we właściwym kierunku). Przydałoby się także więcej zrozumienia dla Ukraińców i Białorusinów, zamiast uzurpowania sobie roli hegemona, autorytetu moralnego i wychowawcy tych narodów. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszą formą pozyskiwania przyjaciół Polski, naszego kraju i naszych wartości, nie jest mentorstwo, tylko są stypendia dla cudzoziemców, tak jak to robią Amerykanie i inne kraje zachodnie. Był czas, kiedy Polska przyznawała stypendia dla studentów zagranicznych. Na ogół ich beneficjenci zostawali później nieoficjalnymi ambasadorami naszego kraju, wywozili od nas najlepsze wrażenia, bo też byli w najlepszym wieku i dzięki polskiemu stypendium pięli się w górę u siebie.

Ale, pouczając Wschód, spójrzmy, co dzieje się na naszej zachodniej flance. Polska, która wobec sąsiadów na Wschodzie występuje z pozycji kraju bardziej cywilizowanego, demokratycznego, rygorystycznego moralnie i ideologicznie (choćby w sprawach wolnego rynku czy rozliczania przeszłości), jest coraz bardziej penetrowana przez wartości świata zachodniego. Polska sama czuje się Zachodem, przedmurzem cywilizacji zachodniej, bastionem cywilizacji śródziemnomorskiej i chrześcijańskiej. Ale ta właśnie cywilizacja, której czujemy się forpocztą, podlega zmianom i stawia Polskę w trudnej sytuacji. Alicja Tysiąc, której odmówiono przerwania ciąży, jaka zagrażała jej zdrowiu, musiała szukać rozstrzygnięcia konfliktu z Polską – zagranicą. We własnym kraju była przedmiotem brutalnych ataków i na szczęście teraz, w sądzie apelacyjnym w Katowicach, uzyskała satysfakcję, ultra-konserwatywny i napastliwy „Gość Niedzielny” musi ją przeprosić.

Polski obywatel, który chciał „odziedziczyć” mieszkanie po swoim zmarłym, wieloletnim partnerze, musiał uciekać się pod ochronę Międzynarodowego Trybunału Praw Człowieka (gdzie Polska przegrywa większość spraw, może nawet wszystkie), gdyż w Polsce było to nie do przeprowadzenia. Polski Trybunał Konstytucyjny (przy jednym głosie sprzeciwu!) podejmuje kolejne orzeczenia na rzecz państwa wyznaniowego (religia na świadectwach szkół publicznych, wliczana do średniej ocen etc.). Zmiany w składzie Trybunału przesuwają go coraz bardziej na prawo. A kiedy trybunał międzynarodowy w Strasburgu rozpatruje pozytywnie skargę z Włoch w sprawie krzyża w szkole, polski prezydent wygłasza „na gorąco” komentarz w stylu „no pasaran!”, w którym podpisuje się pod ideą państwa wyznaniowego. Wtóruje mu, co zrozumiałe, prymas Muszyński, nazywając orzeczenie „nadużywaniem demokracji”, ubolewa, że w traktacie lizbońskim nie ma odwołania do Boga, a w Karcie Praw Podstawowych nie ma definicji małżeństwa zgodnej z nauką Kościoła.

Podczas kiedy w kolejnych stanach USA, a także w państwach europejskich, mniejszości seksualne stają się coraz bardziej równouprawnione wobec prawa, i urządzają doroczne, gigantyczne parady tuż za naszą granicą (Berlin), w Polsce „manifa” jest jeszcze zjawiskiem egzotycznym. Podczas kiedy mieszkańcy Berlina czy Houston wybierają gejów na burmistrzów, w Polsce byłoby to nie do pomyślenia. Podczas kiedy kraje tradycyjnie katolickie, jak Hiszpania lub Chile, liberalizują ustawodawstwo w sprawach obyczajowych, upraszczają procedurę rozwodową, rozprowadzają wśród młodzieży za darmo pigułkę typu „nazajutrz rano”, większość rządząca w Polsce unika tej problematyki jak diabeł święconej wody (vide zapłodnienie in vitro), Platforma hamletyzuje, bojąc się o głosy prawicy, a Kościół bije na alarm za każdym razem, kiedy ktoś w Polsce czy zagranicą odważa się pomyśleć inaczej. W odpowiedzi abp Głódź wprowadza indeksy katechetyczne, od dzieciństwa do życia dorosłego. Państwo robi tyle, co kot napłakał dla nauki etyki w szkołach, a prymas nie ukrywa, że „w szkole jest większa szansa dotarcia także do tej części młodzieży, która nie korzysta z nauki religii przy parafii”, i zrezygnowanie z tej części młodzieży „byłoby poważnym zaniedbaniem ze strony Kościoła”.

Granica na Odrze i Nysie kiedyś była przede wszystkim granica państwową. Teraz staje się coraz bardziej granicą systemów wartości, które coraz bardziej przenikają do naszego kraju i nie widać, w jaki sposób (i po co?) można temu zapobiec.

***

PS. Na kilka dni wyjeżdżam za granicę wartości, zaraz wracam.