Naród swoje wie

Prawica w Polsce jest tak silna, tak bogato reprezentowana w mediach i tak głośna, że czasami powstaje wrażenie, że cały naród myśli tak, jak Marek Migalski i Jarosław Gowin, nie mówiąc już o braciach Kaczyńskich.

Kiedy prezydent Kaczyński został zaproszony do Moskwy, rozległy się dramatyczne protesty, że 9 maja to rocznica podboju i zniewolenia Polski, więc jedynym, który powinien pojechać do Rosji, jest Jaruzelski, bo to jest jego rocznica – zawsze słuchał Moskwy. Kiedy pojawiło się zaproszenie dla Jaruzelskiego, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego partii rządzącej PO, Jarosław Gowin (który w Platformie gra rolę subtelnego intelektualisty, w odróżnieniu od chama Palikota), nawymyślał generałowi w telewizji od zbrodniarzy. Niezawodny intelektualista PiS, eurodeputowny Marek Migalski był łaskaw powiedzieć, że w samolocie prezydenckim jest miejsce dla ofiar zbrodni sowieckich, a nie dla Jaruzelskiego.

Na tym tle sygnały płynące z pałacu prezydenckiego są mniej wściekłe, bardziej wyważone. Niewykluczone, że Lech Kaczyński do Moskwy poleci i jeszcze zabierze Jaruzelskiego. Skąd ta zmiana tonu w pałacu, którego główny lokator (i jego brat), do niedawna robił wszystko, żeby potępić „partię rosyjską” w Polsce? Otóż, moim zdaniem, prezydent Kaczyński ocieplił swój stosunek do Rosji i do Jaruzelskiego, ponieważ zbliżają się wybory, a według sondaży, 81 proc. (!) społeczeństwa jest za tym, żeby prezydent pojechał na uroczystości do Moskwy, znaczna większość jest za tym, żeby w samolocie „znalazło się miejsce”(!) dla generała. Polacy mają dość awantur, dość animozji, zamiast waśni wolą zgodę, zamiast skakania sobie do oczu – tolerancję. Głos ludu objawia się jednak głównie w wyborach i w sondażach, bo na co dzień Migalski z Gowinem usiłują go zagłuszyć, aż powstaje wrażenie, że naród zwariował.

To utrwalanie podziałów i umacnianie barykad jest widoczne na każdym kroku. Kilka dni temu zmarł Krzysztof Teodor Toeplitz. Na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”, której nie można podejrzewać o sympatie prawicowe, pojawiła się nst. Notatka: „W wieku 77 lat zmarł Krzysztof Teodor Toeplitz. Jeden z najbardziej znanych dziennikarz w PRL, zwolennik stanu wojennego, scenarzysta, pierwszy polski komiksolog. (Patrz str. 15)” Ta notatka słusznie wzbudziła oburzenie na naszym blogu (patrz m.in. „jasny gwint”, 31 marca godz.09.22), który napisał, że to jest „podłość, zauważono tylko, że KTT był apologetą stanu wojennego i znanym dziennikarzem PRL („czyli tak, jak 65 proc. Polaków”) i jakby nic nie robił w ostatnim dwudziestoleciu”.

Faktycznie, ta notka „Gazety” budzi niesmak, pokazuje, że salon „Wyborczej”, który Toeplitza ignorował aż do Jego śmierci, czynił to ze względów politycznych i towarzyskich, które są dziś najważniejsze. Mając do dyspozycji tylko kilka zdań (na 1. stronie gazety miejsca jest mało), u człowieka, który ma tak ogromny dorobek, wybitnego intelektualisty, członka znakomitego rodu Toeplitzów, widzi się to, co zdaniem redaktora najważniejsze: PRL i stan wojenny. Na domiar złego, w artykule o Toeplitzu, w tejże „Gazecie” jego uczeń (?), Wojciech Orliński, pisze, że KTT „od 1955 roku do końca należał do PZPR”, co jest brednią, i co autor powtórzył chyba za błędną informacją PAP, którą agencja po kilku godzinach sprostowała. Ale na darmo szukać sprostowania w dzisiejszej „GW”. To przykra wpadka PAP i dziennikarzy, którzy się dali wprowadzić w błąd. Toeplitz nigdy w partii nie był. Nazajutrz, 1 kwietnia (nomen omen) na próżno szukam sprostowania i przeprosin w „Gazecie”. Salon się nie myli. Sprostowanie zamieściła za to „Rz.”

W zakończeniu swojego artykuliku o KTT, red. Orliński pisze: „Żałuję, że po upadku IV RP już nie rozmawialiśmy”. Mnie to nie dziwi, że Panowie nie rozmawiali, ponieważ KTT był przez salon „Wyborczej” i antysalon „Rzeczpospolitej ” oraz innych mediów ignorowany. Jak mógł red. Orliński rozmawiać z KTT, kiedy ten nie był zapraszany do dyskusji, nie był pytany o opinię, nie było go w rozmaity jury, w rozlicznych stacjach radiowych i telewizyjnych, jego książki nie były recenzowane, niektóre nie miały ani jednej recenzji! Nie był „swój”. Nie pasował. Dzisiaj media mają innych ulubieńców – o ileż mniejszego formatu niż „znany dziennikarz w PRL”.

Po śmierci Toeplitza rozdzwoniły się telefony Jego przyjaciół. Nigdy nie odebrałem tylu telefonów, co w tych dniach. To dzwoniły media, dowiedzieć się, jaki był KTT. Trzeba było dzwonić wtedy, i do Niego.

***

„Pod Napięciem” w Gdańsku

Czytelników z Trójmiasta i okolic zapraszam na spotkanie autorskie z okazji publikacji zbioru felietonów „Pod Napięciem”. Spotkanie odbędzie się we czwartek, 8 kwietnia o godz. 18.00 w Gdańskim Klubie Biznesu. Szczegóły i ewentualne zaproszenia można uzyskać drogą internetową, pisząc na adres: Dorota@gkb.pl. Ze względu na szczupłość sali, liczba zaproszeń jest ograniczona, za co z góry przepraszamy. Do zobaczenia!