Samobój SLD

Wybór Grzegorza Napieralskiego na kandydata SLD w wyborach prezydenckich to gol samobójczy. Na lewicy byli kandydaci znacznie lepsi, zarówno w partii (Ryszard Kalisz), jak i poza nią (choćby prof. Ewa Łętowska). Wybrano kandydata, który jest za młody, nie jest dość poważny na prezydenta, nie ma odpowiedniego formatu, doświadczenia państwowego (w odróżnieniu od Kalisza, który był ministrem i szefem kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, i w odróżnieniu od prof. Łętowskiej, która była Rzecznikiem Praw Obywatelskich, a obecnie zasiada w Trybunale Konstytucyjnym). Napieralski nie cieszy się wystarczającym autorytetem ani popularnością, pod jego kierownictwem nie nastąpiło żadne odrodzenie, ani nawet przejaśnienie, ani w SLD, ani na szerzej pojętej lewicy. Lepszym kandydatem byłby Kalisz – bardziej poważny, bardziej otwarty na inne niż SLD środowiska, które za Napieralskim nie pójdą.

Owszem, Napieralski jest młody, twardy i czupurny, ucieleśnia nadzieje aparatu i aktywu na „prawdziwie lewicową opozycję”, tyle, że jego opozycyjność jest głównie werbalna, atakuje on Platformę i rząd, ale nie widać, żeby stworzył alternatywę programową. Nie mam na myśli broszury z programem partii, ale jasne określenie czym jest lewica dzisiaj, odważne postawienie takich spraw jak świeckie państwo, ocena PRL, polityka zagraniczna (choćby stosunki z Rosją i z Niemcami). O mediach publicznych już nie wspominam, bo tutaj Napieralski może twierdzić, że za cenę porozumienia z PiS wcisnął lewicę do TVP 2 i do Polskiego Radia (Program I), ale za cenę utraty zasady, że z PiS żadnych sojuszy być nie powinno i za cenę milczenia w takich sprawach, jak Wiadomości TVP, które są tubą PiS.

Być może kierownictwo SLD kieruje się następującą logiką: wybory prezydenckie mamy i tak przegrane, traktujemy je jako wstęp do przyszłorocznych wyborów samorządowych i parlamentarnych – musimy się policzyć, skonsolidować, zaprezentować w kampanii prezydenckiej. Jeśli tak, to rachuby są błędne. Więcej wskazuje na to, że Napieralski uzyska zaledwie około 5-7 proc głosów, przyczyni się do dalszej marginalizacji lewicy, nie będzie się liczył w I. turze, i będzie to kolejny gwóźdź do trumny SLD. Jedyne, co będzie mógł zrobić w II. turze, to dać swoim wyborcom wolną rękę, bądź wskazać, którego z kandydatów PO-PiS powinni poprzeć, a z punktu widzenia lewicy nie ma to większego znaczenia. Kandydat PiS to katastrofa, a kandydat Platformy w oczach Napieralskiego wywodzi się z partii zła. Tak źle i tak niedobrze. Anty-platformiana polityka Napieralskiego zamyka przed SLD drogę do koalicji z Platformą. W sumie – dla lewicy decyzja fatalna.