Grzelak przeciwko Polsce

Polska kolejny raz przegrała sprawę. 15 czerwca Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wydał orzeczenie w sprawie „Grzelak przeciwko Polsce”. Państwo Grzelakowie zarzucali, że ich syn, Mateusz, wbrew ich intencjom, nie uczęszczał na lekcje etyki z powodu nie zorganizowania przez szkołę odpowiednich zajęć (co jest – dodajmy – zjawiskiem powszechnym w polskich szkołach, gdzie nieobecna etyka ma służyć jako alibi dla wszechobecnej religii). W konsekwencji, na świadectwie Mateusza w rubryce „religia/etyka” zamiast oceny widnieje kreska. Według Trybunału jest to stygmatyzacja dziecka w stosunku do innych uczniów. Brak oceny sugeruje bowiem, że dziecko nie uczęszcza na powszechnie dostępne lekcje religii, czyli nie ma przekonań religijnych. Z „kreski” nie wynika, że Mateusz chce, ale nie może uczęszczać na lekcje etyki, ponieważ ich po prostu nie ma. W dodatku Mateusz, nie mając oceny, nie może jej wliczyć do przeciętnej ocen, jakże ważnej w dalszej promocji, otrzymaniu stypendium i szansom dostania się do lepszej bądź wyższej szkoły.

Jest to orzeczenie jak najbardziej słuszne, sprawa ta była podnoszona wielokrotnie w Polsce, że mianowicie tylko kilka procent szkół oferuje zajęcia z etyki, podczas gdy wszystkie bądź prawie wszystkie szkoły oferują lekcje religii, w dodatku na koszt państwa, które nie ma nawet wpływu na ich program, dobór katechetów etc. Dziecko, które nie uczęszcza na religię (jedyną nauczaną) jest wyłączone poza nawias kolektywu i dyskryminowane na świadectwie. 15 czerwca Polska poniosła kolejną porażkę w Strasburgu, warto dodać, że wszystkie sprawy wniesione do Trybunału przeciwko naszemu państwu przez naszych obywateli zakończyły się porażką państwa polskiego.

Orzeczenie to nie podoba się m.in. Bronisławowi Wildsteinowi, który w komentarzu na łamach „Rz” pisze: „Lekcje religii nie służą przymusowemu nauczaniu. Można zresztą na nie nie uczęszczać”. Ba, można nie uczęszczać, ale jakie są konsekwencje: stygmatyzacja i zaniżona przeciętna ocen, nie mówiąc o ewentualnym obłudnym uczęszczaniu wyłącznie dla świętego spokoju bądź dla wyższej średniej. „Lekcje religii nie są obowiązkowe” – pisze publicysta „Rz”. To prawda, formalnie lekcje religii nie są obowiązkowe, ale faktycznie, wobec braku alternatywy, uczeń który nie uczęszcza na lekcje religii jest pokrzywdzony na świadectwie (z braku zajęć z etyki) i traci czas, który mógłby wykorzystać dla swojej edukacji. „Czy prawem człowieka jest nauczanie etyki w szkole podstawowej, a jej brak dyskryminacją?” – pyta redaktor Wildstein. Otóż, gdyby państwo polskie w szkołach publicznych nie organizowało i nie finansowało nauczania religii i nie sankcjonowało tego nauczania na świadectwach, czyli dokumentach państwowych – nie byłoby problemu prawa do lekcji etyki. Ale skoro religia jest quasi obowiązkowa, to etyka powinna być przynajmniej możliwa, a ponieważ to jest praktycznie nierealne (statystycznie rzecz biorąc jest to fikcja), najlepszym wyjściem jest wyprowadzenie nauczania religii ze szkół państwowych do punktów katechetycznych.

Bronisław Wildstein uważa orzeczenie Trybunału za kolejny krok „rugowania religii z procesu edukacji”. Moim zdaniem, jeśli już „rugowanie”, to tylko z instytucji publicznej, jaką jest szkoła publiczna, poza szkołą publiczną możliwość nauczania religii jest absolutnie konieczna, jest jednym z przejawów wolności sumienia. Odciążenie państwa od nauki religii oraz równouprawnienie uczniów w tej dziedzinie jest niezbędne, jeśli państwo ma być świeckie. Za takim państwem są państwo Grzelakowie i Trybunał Praw Człowieka. W tym sensie nie chodzi o sprawę „Grzelak przeciwko Polsce”, lecz „Grzelak za Polską”.