Numer pięć

„Mniej PiS-u – więcej książek” – postuluje pewien zaprzyjaźniony bloger (którego tą drogą pozdrawiam i dziękuję za spotkanie). Ożywiona dyskusja po poprzednim wpisie, wiele komentarzy o ilorazie inteligencji różnych narodów, o muzyce klasycznej i jazzowej, o malarstwie Andy Warhola, o rozmaitych lekturach – wszystko to każe mi spełnić obietnicę, że napiszę o książce Alberta Speera „Dzienniki ze Spandau” (przekład – znakomity – Lech Czyżewski, Wydawnictwo Magnum).

Jest to książka fascynująca, od której trudno się oderwać. Albert Speer był jedną z czołowych postaci Trzeciej Rzeszy, pupilem Hitlera, skazanym w procesie norymberskim na 20 lat pozbawienia wolności, które spędził w więzieniu Spandau, w Berlinie. Arcyciekawe studium fascynacji Hitlerem i Tysiącletnią Rzeszą ze strony osoby bardzo inteligentnej, świetnie wykształconej, syna architekta i matki, która wywodziła się z kupieckiej rodziny w Moguncji. Młody architekt Albert Speer, w wieku ok. 18 lat trafia (chyba w latach 20.) na wiec z udziałem Hitlera. Po tym wiecu jest już innym człowiekiem, daje się porwać idei nazistowskiej, wstępuje do NSDAP (1931 r.), w wieku 30 lat jest już nadwornym architektem Fuehrera, projektuje najważniejsze gmachy Trzeciej Rzeszy, siedzibę Goeringa, oprawę wieców nazistowskich w Norymberdze, z czasem zostaje ministrem uzbrojenia i produkcji wojennej, jednym z najbliższych ludzi Hitlera, z którym pożegna się 23 kwietnia 1945 roku w jego bunkrze Berlinie. Potem Norymberga i więzienie, zostaje więźniem numer pięć, w towarzystwie takich ludzi jak Doenitz, Funk, Hess, Schirach, Neurath i inni.

Książka jest tak bogata (ponad 500 stron, 20 lat przemyśleń), że wybieram – całkowicie arbitralnie i dowolnie – tylko kilka wątków.

FASCYNACJA HITLEREM. – „Wszystkich nas fascynowały wybitne osobowości historyczne (Napoleon, Marks, Engels, Lenin, Mussolini) i kiedy nawet ktoś nie był nikim takim, a tylko z pewną zręcznością pretendował, leżeliśmy już przed nim plackiem. Tak było w przypadku Hitlera” – pisze Speer. „Sądzę, że część jego sukcesu opierała się na zuchwałości, z jaką utrzymywał, że jest wielkim człowiekiem”. W tym, i w kilku innych miejscach, autor usiłuje przedstawić Hitlera jako jeszcze jednego z wielkich ludzi. Uważa, że gdyby nie obłędny antysemityzm, który „był siłą napędową jego działania”, Adolf przeszedłby do historii jako jeszcze jeden z wielkich. (Hitler nie wymyślił antysemityzmu, to była raczej kwestia skali, która go zgubiła – sugeruje autor). Speer przyznaje, że był zafascynowany Hitlerem, „zniewolił mnie na ponad 10 lat”, żywił dla niego „nieograniczone uwielbienie”. Jeszcze w 1952 r. zapisuje, że H. „wciąż ma nade mną zbyt wielką władzę”. W 1964 roku podsumowuje skutki swojej fascynacji: Hitler zapewnił mu wiele triumfów, władzy i sławy, ale również „wszystko mi zniszczył”, przede wszystkim moralną uczciwość, skazany jako zbrodniarz wojenny, przyznaje, że „całe swoje życie zbudował na pomyłce”. Książka zawiera wiele ciekawych obserwacji o Hitlerze. „Odnoszę wrażenie, że narasta tendencja do traktowania Hitlera jako dyktatora gryzącego dywan (…) wpadającego w niekontrolowany szał. Uważam to jednak za fałszywe i niebezpieczne. Jeśli w wizerunku Hitlera zabraknie ludzkich rysów, jeśli nie uwzględni się jego siły przekonywania, ujmujących cech, a nawet austriackiego czaru, jaki potrafił roztaczać, nie odda się temu zjawisku sprawiedliwości”. Tuż przed wyjściem z więzienia (1965) pisze o Hitlerze: „Nie był szaleńcem. Być może nie miał już kontaktu z rzeczywistością – ale z historią tak”.

WINA. Speer nie zaprzecza, że jest winny, ale umniejsza swoją winę, bagatelizuje fakt, że był tak blisko Fuehrera, pisze, że spoza góry papierów nie mógł dojrzeć „elementów swojej winy”, uważał, że troska o interes państwa go uniewinnią. Nie uchyla się całkiem od odpowiedzialności, raczej przeciwnie – uważa, że bohatersko przyznał się do winy i jako jedyny oskarżony w Norymberdze, zdystansował się od reżimu. „Wina moralna jest bezsporna. Do uznania winy prawnej musiałem się dotąd wciąż na nowo przekonywać”. W innym miejscu stwierdza jednak: „Kogo to obchodzi, czy moja wina jest trochę większa, czy mniejsza”. Zdaje sobie sprawę, że „należał do największego kręgu tyranów”, dla swoich dzieci jest przede wszystkim powodem wstydu. Problem winy nie dominuje w rozmyślaniach Speera, nie czuje się on współwinny wszystkich zbrodni Trzeciej Rzeszy, „nie wiedział” o Zagładzie, choć zarządzał gospodarką opartą na niewolniczej pracy milionów osób wywiezionych do Niemiec na roboty, o ich losie nie wspomina.

INNI TEŻ SĄ WINNI. W zapiskach Speera przewija się wątek „wart Pac pałaca”. Po stłumieniu powstania węgierskiego (1956) i konflikcie o Kanał Sueski, pisze: „Wszelka dyskusja na temat kontynuacji naszego uwięzienia (…) może wywołać pytanie: ‘Dlaczego właściwie tylko oni? Dlaczego nie Bułganin? Dlaczego nie Eden? Dlaczego nie Mollet?’”. Wielkie mocarstwa, które sądziły Speera i innych, zasiadały na wyimaginowanej ławie oskarżonych: rosyjskie czołgi we wschodnim Berlinie, płonące Indochiny, miliony robotników przymusowych w wielu miejscach świata. Speer stara się przedstawić zbrodnie nazistowskie jako wynik jednego z wielu konfliktów przed i po Trzeciej Rzeszy. Jest to relatywizowanie, które pozostaje w sprzeczności z poglądem o wyjątkowym charakterze Zagłady oraz zbrodni hitlerowskich Niemiec.

KRUCJATA. „…pomimo ujawnionych w Norymberdze zbrodni, nie byliśmy tylko bandą zdobywców świata, wygadujących brednie o narodach panów i podludziach. W wielu z nas żyło również coś z europejskiej idei krucjaty: po raz pierwszy od półtora tysiąca lat fala ruszyła z powrotem, Europa weszła do Azji. (…) Była to idea, w którą niemała liczba z nas szczerze wierzyła i którą pogrzebały barbarzyństwa popełniane przez Einsatzgruppen. Liczne oddziały złożone z Flamandów, Walonów, Skandynawów, Hiszpanów, Francuzów i innych pokazywały, że rzeczywiście istniał nastrój przebudzenia tego kontynentu, jakiś europejski zryw, który wprawdzie szybko przeminął”. Jest to jeden z tych fragmentów książki, kiedy czytelnik zastanawia się, na ile ta „Europa” została pogrzebana, a na ile Europejczycy czują się nadludźmi wobec ludów Wschodu.

REŻIM I PIĘKNO. Speer rozmyśla o „niezwykłej potrzebie piękna, jaka znamionowała reżim. Jego bezwzględność i nieludzkość szła w parze z godnym uwagi zmysłem piękna i zamiłowaniem do wszystkiego, co nietknięte i nienaruszone (…).Cechująca reżim potrzeba piękna miała wiele wspólnego z zupełnie prywatnym gustem Hitlera, z jego nienawiścią do nowoczesnego świata. (…) Stąd zakaz zakładania dachów z falistej blachy w chłopskich zagrodach, dlatego stacje obsługi z muru pruskiego przy autostradach, lasy brzozowe i sztuczne jeziora na terenach koszar. (…) Wszystko, co w tym charakterze (szefa urzędu Piękno Pracy) przedsięwziąłem, jeszcze dziś napełnia mnie niesłabnącą satysfakcją”.

TRZEBA PRZECZYTAĆ. Wybrałem kilka fragmentów, by zachęcić do lektury tej niecodziennej książki, której lekturze towarzyszy na zmianę oburzenie i uznanie, zgorszenie i zdumienie. Dużo miejsca zajmuje opis więziennej codzienności, stosunki z więzienną administracją reprezentującą wielką czwórkę, stosunki z innymi więźniami, praca Speera w ogrodzie, jego wysiłki, żeby nie popaść w depresję, studia nad historią okien w architekturze, a także wielogodzinne, szybkie marsze, które prowadziły więźnia w wyimaginowany świat, do „Chin” i na „Alaskę” – jak obliczył, przeszedł 32 tysiące kilometrów. Przede wszystkim napisał jednak na papierze toaletowym (i nielegalnie przemycał) książkę absolutnie godną lektury.