Miller Business Club

Celowo nie zajmuję się dzisiaj pisowskim kłamstwem smoleńskim, bo ile można?

Nieoczekiwanie znalazłem się w Teatrze Wielkim na dorocznej, jubileuszowej Gali Business Center Club. Prezydenta Komorowskiego nie było, bo był przeziębiony, ale uświetnił za to kardynał Nycz.… Wieczór rozpoczął koncert jazzowy znakomitego big bandu Zbigniewa Namysłowskiego z udziałem Anny Serafińskiej, zorganizowany przez Fundację Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej. (Stąd moja tam obecność). Po koncercie wypadało zostać na części oficjalnej, tj. na wręczeniu statuetek osobom najbardziej zasłużonym dla polskiego biznesu.

Ku mojemu zdziwieniu, najwyższe trofeum otrzymał Leszek Miller, były premier z ramienia SLD. On też był królem wieczoru. Kto by pomyślał, że przywódca lewicy, zwanej często pogardliwie „postkomunistyczną”, zostanie idolem „wyzyskiwaczy i krwiopijców”! Mało tego, laudację ku czci Millera wygłosili czołowi liberałowie: prof. Leszek Balcerowicz i Jan Krzysztof Bielecki – były premier i bankier w jednej osobie !!! Obaj podnosili zasługi laureata, przede wszystkim obniżenie podatku od przedsiębiorstw w 2003 roku (CIT) oraz ograniczenie wydatków publicznych (o likwidacji barów mlecznych nikt dyskretnie nie wspomniał, zwłaszcza, że na uczestników czekał imponujący bankiet w kuluarach…). J.K. Bielecki dyskretnie przypomniał, że kiedy za komuny liberałowie grywali w piłkę nożną, to Millera na ich boisku nie było, ale po przełomie znaleźli się na tym samym boisku i nadal na nim grają. Bielecki ma nadzieję, że Miller „nie zawiesił na kołku” swoich butów piłkarskich, czyli jest w rozgrywce.

Faktycznie, Grzegorz Napieralski skutecznie marginalizuje najciekawsze postaci lewicy, w tym Kalisza (był obecny na sali), Arłukowicza, Piekarską, ale to oddzielny temat. Ja, słuchając pochwał liberałów pod adresem byłego marksisty (czy socjalisty), nie mogłem nie myśleć o tych wszystkich, którzy przeszli od świata pracy do świata biznesu. Kiedy Leszek Balcerowicz, na widok zgromadzenia przedsiębiorców w Teatrze Wielkim mówił, że cieszy się, iż tyle osób nie jest z sektora państwowego, bo co by to było, gdyby wszyscy przeszli na garnuszek państwowy, przypomniałem sobie, co pisał Vargas Llosa o tych, którzy „uważali życie poza państwowym budżetem za błąd”.

Mówi się, że kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość jest świnią. Llosa BYŁ socjalistą, ba, był marksistą. „Wierzyliśmy bezgranicznie” w raj radziecki i chiński – pisał. Wierzył, że przepaść biedni – bogaci powinna zostać zlikwidowana „za pomocą sił nazywanych lewicą, socjalizmem, rewolucją”, a on „zostanie jednym z nich”. Jego „Umysł i serce napełniły się ideami, obrazami, uczuciami – socjalistycznymi i rewolucyjnymi”.

Z biegiem czasu, pod wpływem doświadczeń kubańskich i radzieckich, rozczarowany Llosa odchodzi od lewicy i staje się gorliwym liberałem. Jak na mój gust b- zbyt gorliwym i ostentacyjnym. Kiedy Leszek Balcerowicz mówił w BCC o zbawiennej roli konkurencji, miałem w pamięci słowa nowego, nawróconego na liberalizm Vargasa Llosy: „Jeżeli jakieś przedsiębiorstwo nie będzie w stanie stawić czoła konkurencji (…) to powinno zmienić profil albo zniknąć z rynku”. Jako socjalista, Llosa myślałby o losie zwolnionych pracowników oraz ich rodzin, jako liberał myślał o tym, że państwo nie może dopłacać do nieudaczników. Vargas Llosa toczył swoją walkę przeciwko „etatyzmowi i merkantylizmowi” (czyli „dzikiemu kapitalizmowi”) w latach 80. i 90., kiedy przez wiele krajów – w tym przez Polskę – przechodziła fala liberalizmu, hasłem epoki było maksimum rynku – minimum państwa. Od tamtego czasu ludzkość jednak zmądrzała i dzisiaj przeważa uznanie, że wolny rynek i państwo nie muszą być antagonistami, ani jedno ani drugie nie stanowi panaceum. Model neoliberalny (i tzw. konsensus waszyngtoński, będący jego syntezą) został odrzucony przez prawie wszystkie społeczeństwa Ameryki Łacińskiej, gdzie do władzy doszła centrolewica, zwolennicy „trzeciej drogi”. Myślenie o sprawach publicznych stało się bardziej skomplikowane i subtelne niż prostu wybór „albo – albo”..

Vargas Llosa z rewolucyjnego marksisty stał się tak prędko gorliwym, a nawet nadgorliwym liberałem. Zaczął jednak korygować swoje nowe poglądy już podczas (ostatecznie przegranych) wyborów 1990 roku. Dla Peru była to klęska, bo wybrano złodzieja i bandytę Fujimori, ale dla literatury, dla Vargasa Llosy i dla jego czytelników – świetnie. W końcu dostał zasłużonego Nobla.

A Leszek Miller ze złotą statuetką BCC wyglądał dla mnie cokolwiek dziwnie. W słowie końcowym wyznał, iż jego marzeniem jest, aby obecny premier swoją działalnością, swoimi reformami na rzecz wolnej gospodarki, zasłużył sobie na tę nagrodę w przyszłości. Z pewnością Tuskowi byłoby z tą nagrodą bardziej do twarzy niż Millerowi. Warto odnotować, że Leszek Miller przeżywa swój „comeback” – coraz bardziej wyróżnia się na tle bezbarwnych polityków ze stajni Napieralskiego, mimo błędów jakie popełnił, mówi teraz z sensem i dowcipnie. Oby tylko nie poszedł w ślady Vargasa Llosy i nie został neoliberałem o jedną dekadę za późno.

=======================================
PS. PONIŻEJ ZAMIESZCZAM APEL, KTÓRY GORĄCO POPIERAM.

Grupa młodych filmowców szuka bohaterów do filmu dokumentalnego. Prawdziwych i wciąż żywych historii napisanych przez Agnieszkę Osiecką. Jeśli jesteście współczesną parą „Kochanków z ulicy Kamiennej”, dawnym opozycjonistą, który w więziennej celi nucił piosenkę „Pijmy wino za kolegów”, Elżunią, która nie mogła poradzić sobie z rzeczywistością stanu wojennego i z miłością do tegoż opozycjonisty, zranioną „Małgośką” czy inną „Marzenką” – napisz do nas.
Osiecka powiedziała kiedyś: „Nawet gdybym umiała pisać lepiej, wolałabym pisać gorzej, aby się dostać bliżej do człowieka” – tym jednym zdaniem poetka zakreśliła swoisty program twórczy. Specjalistka od lirycznych wyznań przez całe dekady pozostała dla nas „zbiorowym uśmiechem i zbiorową łzą”.
Szukamy ludzi, którym piosenki Agnieszki Osieckiej pomogły w przełomowym momencie ich życia. O naszym projekcie powiedzcie swoim mamom i dziadkom, ślijcie listy, w których w kilku zdaniach opiszecie swoją historię. Razem udowodnimy, że słowa Agnieszki Osieckiej są wciąż żywe i aktualne.
Na wasze listy czekamy do 10 lutego 2011 roku,
pod adres: martyna.kaczanowska@okularnicy.org.pl

Więcej informacji na stronie: www.multioptyka.pl w zakładce produkcje
Oraz na naszej stronie facebookowej: http://www.facebook.com/pages/Polioptyka/130642530332357