Bomba w górę
W sobotę, 11 czerwca, rozpoczęła się już w pełni kampania wyborcza. Konwencja Platformy Obywatelskiej na Wybrzeżu robiła mieszane wrażenie.
PO stronie plusów zapisałbym rozmach, rozmiar i przemówienie Donalda Tuska. Moją uwagę zwróciła zapowiedź, że jego rząd nie będzie się kłaniał „bankierom, związkowcom ani księżom”, po czym nastąpiły oklaski. Tusk może tak mówić, ponieważ SLD zostawia bankierów i księży w spokoju, oddając pole Platformie.
PO stronie minusów – zmęczenie delegatów, oficjalna atmosfera, brak entuzjazmu, który potrafili wywołać tylko Schetyna (kiedy – całkiem słusznie – wspomniał nieżyjących działaczy PO) i Donald Tusk. Konwencja nie miała wcale charakteru programowego (takie było założenie, ale taka jest też rzeczywistość w polskiej polityce), za to niepotrzebnie była zdominowana przez transfery. Widok w pierwszym rzędzie pani Kluzik-Rostkowskiej tak przyciągnął uwagę mediów, że o niczym innym się nie mówiło.
Co myślę o tym transferze – już pisałem: Nie podoba mi się, nie wiem nawet, czy PO na tym zyska. Pozostałe transfery wydają się bardziej zrozumiałe, jeśli przyczynią do budowy owego kordonu sanitarnego dookoła PiS. Czy PO skręca w lewo z powodu akcesu Rosatiego i Piniora? – wątpię. Platforma jest dużym okrętem. Dwie lub trzy osoby więcej na lewej czy prawej burcie niewiele zmienią. Na prawo od Platformy nie ma czego łowić, panuje tam niepodzielnie PiS. W centrum i na lewicy jest elektorat, zwłaszcza młody, który PO może kokietować.
Spotkanie z młodzieżą PiS na Ursynowie (prezes plus młodzież) przebiegło chyba bez zgrzytów i niespodzianek. Prezes Kaczyński był trochę zagubiony w gorących rytmach muzyki młodzieżowej. Wygłosił przemówienie dość banalne, takie, jakiego można było oczekiwać od szefa największej partii opozycyjnej: w Gdańsku zebrali się ludzie gnuśni, zmęczeni, którzy mają karki ugięte na Wschód i na Zachód. Źle się dzieje w państwie polskim. Przytoczył (z pamięci – brawo!) fragment piosenki o „Titanicu”, który tonął, a orkiestra (w Gdańsku na konwencji Platformy) grała do końca.
Porównanie Polski do tonącego statku jest może dobrym chwytem dla pozyskania ludzi niezadowolonych, wykluczonych, bezrobotnych i biednych, ale tak daleko odbiega od rzeczywistości „zielonej wyspy” i tego, co widać dookoła, że może nie wystarczyć. Obietnice, że rząd PiS zniesie opłaty za drugi kierunek studiów w uczelniach publicznych oraz przywróci zniżkę 51 proc. na środki komunikacji dla młodzieży uczącej na pewno zostaną odebrane pozytywnie. Czy będzie z czego te obietnice spełnić – to inna sprawa. Najwyżej odbierze si e komuś innemu.
Garstka działaczy PJN miała swoją konferencję prasową. Nowy lider, eurodeputowany Paweł Kowal, ładnie i elegancko pożegnał Joannę Kluzik-Rostkowską. To się chwali. Pozostała część przemówienia (przede wszystkim wezwanie rządu do niepodnoszenia podatków) była standardowa. Widać wyraźnie, że pod rządami PP. Jakubiak i Kowala PJN skręci w prawo. Próbuje to wykorzystać Marek Jurek, oferując koalicję prawicowego planktonu na prawo od PiS.
W sumie otwarcie kampanii nie przyniosło wiele nowego, ale obyło się bez brutalnych oskarżeń i chamskich ataków, co należy uznać za osiągnięcie. Zanosi się na pasjonujący wyścig. Poparcie dla PO wynosi 30+ (w porywach 40), PiS 20+, SLD 10+, PSL 5. Platforma marzy, żeby otrzymać 44 proc. (to daje możliwość rządzenia samemu), SLD marzy, żeby dojść do władzy (wszystko jedno z kim), PiS chce ugrać jak najwięcej, żeby prezes miał swoją partię (już zapowiedział, że nie zrezygnuje, bez względu na wynik wyborów), a może nawet wygrać, czyli zdobyć najwięcej głosów. Trudno w to uwierzyć, ale tak wieszczy profesor Janusz Czapiński, autor kolejnych diagnoz społecznych. Oby się mylił.