Usta pełne roboty

W tym roku nie będzie urlopu od polityki. Awantura goni awanturę. Pięćdziesiąt kilometrów autostrady urosło do rangi Linii Maginota – jak gdyby od tego zależało bezpieczeństwo narodowe. (Linia Maginota i tak Francuzom nie pomogła…). Owszem, to jest niepowodzenie, ale od tego Polska się nie zawali. Nie bardzo wierzę w optymizm Donalda Tuska w sprawie autostrady, ale Euro się odbędzie i nie będzie źle.

Nie podobała mi się niefrasobliwość premiera Tuska w sprawie projektu (Ryszarda Kalisza) sprawozdania komisji do wyjaśnienia okoliczności śmierci Barbary Blidy. Zamiast ustosunkować się do treści projektu, lub zachować dystans (bo projektu nie miał kiedy poznać), premier nawiązał do obecności Kalisza na paradzie równości, czyli poszedł tropem Zbigniewa Ziobry, który kpił z „tęczowego Kalisza”. Kalisz, owszem, często bywa pogodny i wesoły, ale sprawa jest poważna, ba, chodzi o tragiczną śmierć. (A w domyśle także o innych ludzi, na których IV RP zarzucała sieci). Nie znam projektu Ryszarda Kalisza, ale ani poprzedni, ani obecny premier nie powinni z tego dworować. J. Kaczyński i Z. Ziobro postanowili wyśmiać konkluzje przewodniczącego, że powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Kpiny i dowcipasy z Syberii, ze strony obu panów mnie nie dziwią, bronią się jak umieją, ale premier Tusk nie powinien robić aluzji ad personam pod adresem Kalisza. Co w tym złego, że poseł był w paradzie równości? Nawet jeżeli premier uważa wniosek o Trybunał za przesadny, to od tego są członkowie komisji, Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej (do której ta sprawa raczej nie trafi) i Sejm, żeby te sprawę rozpatrzeć, a nie szef rządu.

Politycy, zwłaszcza obozu władzy, muszą bardzo uważać na słowa. Przekonał się o tym prof. Nałęcz, który musiał przeprosić za słowa o „pedofilii politycznej”, przy pomocy których określił zachowanie J. Kaczyńskiego wobec młodzieży pisowskiej. Gdy najbardziej eksponowany doradca prezydenta czuje się zmuszony przeprosić, to znaczy, że pośrednio zaszkodził głowie państwa. Ponieważ zaczyna się gorące lato (prezydencja i kampania wyborcza), warto zaapelować do wszystkich uczestników życia publicznego, zwłaszcza polityków i dziennikarzy: Hamujcie się! Powściągnijcie swoje temperamenty! Wybory to jeszcze nie jest koniec świata.

Jakże byłoby dobrze, gdyby politycy i dziennikarze przestali zwracać się do siebie wzajemnie per „wy”. Od Dominiki Wielowieyskiej rano po red. Rymanowskiego wieczorem – prawie wszyscy mówią per „wy” – „co wy macie”, „co wy robicie”, „co uważacie”, „kiedy zaczniecie”, „kiedy przestaniecie”, „kiedy skończycie”? Jakże by się przydało odrobinę więcej grzeczności i kultury, szczególnie teraz, kiedy zaczyna się kampania i prezydencja, a usta będą pełne oskarżeń. O ile byłoby lżej , gdyby dobre wychowanie objęło chociaż „elytę”, gdyby nawet znani politycy nie mówili „pięć złoty” i nie mówili o sobie tylko po nazwisku. O ile by nam wszystkim było łatwiej znieść nadchodzące lato. Ale kto tych ludzi ma nauczyć kultury?