Pogrzeby to nasza specjalność
Mamy za sobą wielki tydzień, który chciałbym podsumować. Zacznę banalnie: Najgorsza była pogoda. Być może jest to reakcja niebios na zapowiedź Donalda Tuska, że nie będzie klękał przed księżmi, a tylko przed panem Bogiem w kościele? Być może zapomniał się pomodlić? Może za krótko klęczał? W każdym razie pogoda zepsuł trochę nastrój wielu dobrze pomyślanych imprez, mam na myśli koncert na Placu Defilad (frekwencja i tak była imponująca), dywan z kwiatów na Pl. Zamkowym i wydarzenia przy fontannach na Podzamczu. Ale w sumie inauguracja polskiej PREZYDENCJI wypadła bez zarzutu. Nawet prezes Kaczyński zapowiedział, że jego partia chce, żeby prezydencja się udała, nie będzie skakał z radości w razie niepowodzeń. Inna sprawa, że nic innego nie mógł powiedzieć, i miejmy nadzieję, że za tymi słowami pójdą czyny. Jak dotychczas, żaden z polskich polityków nie popełnił gafy.
Byłem w Teatrze Wielkim na uroczystym koncercie („Król Roger” w świetnej inscenizacji). Przemawiali wszyscy unijni święci. Premier Buzek trochę przynudzał, przewodniczący Barroso dostał oklaski, gdyż dobrze zna Polskę, dobrze się u nas czuje, wypowiedział kilka słów po polsku, co publiczność zawsze lubi, przypomniał, że Polska dostała trzy smakowite kąski: Prezydencję, Euro 2012 i Wrocław stolica kulturalna Europy w 2016 roku. To nie byle co. Donald Tusk – jako jedyny – przemawiał bez kartki, ale to, co najważniejsze, powiedział. Dobrze wypadł przekazujący prezydencję premier Węgier Victor Orban, którego przemówienie było oczekiwane z zainteresowaniem, ponieważ jest w Polsce słabo znany, a jego polityka budzi strach jako bardzo konserwatywna i autorytarna (stosunek do mediów!). Orban zebrał wiele pochwał za prezydencję węgierską, wygłosił dobre przemówienie, jak przystało na twardego konserwatystę, jako jedyny wspomniał o komunizmie i o panu Bogu. Uroczystości się skończyły i teraz czas na prezydencję. Będzie trudna (Grecja! Afryka Północna! Euro! ), ale udana – mamy wielu dobrych dyplomatów i urzędników, także w Brukseli. Tusk zebrał wiele pochwał, widać, że on i Polska są dziś w Unii akceptowane.
Opozycja robi swoje. Tuż przed objęciem prezydencji przypuściła atak: Największa od lat demonstracja Solidarności związkowej oraz BIAŁA KSIĘGA zespołu Macierewicza. To święte prawo opozycji, choć pozostaje dyskusyjne, czy wigilia polskiej prezydencji, to najbardziej stosowny moment. Związek zawodowy „S” pod nowym kierownictwem nie rzuca przynajmniej kamieniami i nie pali opon jak za czasów p. Śniadka. To już jest postęp.
Natomiast Antoni Macierewicz się nie zmienia – jego raport o wszystko obwinia Rosjan i ich polskich wspólników, „Tuska i spółkę”, tylko nie Kancelarię Prezydenta Kaczyńskiego oraz tragiczne ofiary. W Białej Księdze zamiast absurdów o sztucznej mgle, helu i super-magnezie, pojawił się nowy, o „obezwładnieniu” samolotu na wysokości 15 m. Część pretensji Białej Księgi dotycząca przygotowania wizyty przez stronę polską i nieudolnym naprowadzeniu samolotu zawierałaby racjonalne jądro, gdyby nie była podlana insynuacjami o celowym prowadzaniu samolotu do katastrofy itd., gdyby to wszystko nie było w takim partyjnym sosie, gdyby winni nie byli tylko ludzie Putina i Tuska. Biała Księga została przekreślona przez ekspertów lotniczych, nie podpisał się pod nią żaden znany specjalista. O wiele więcej zaufania budził wywiad prof. Żylicza w „GW”, który potwierdzał, że winien był słowiański bałagan i lekceważenie norm po obu stronach granicy. Nie był to wywiad pocieszający dla min. Klicha.
Z nadzieją czekam na RAPORT KOMISJI MILLERA, który zostanie opublikowany lada dzień. Nie spodziewam się rewelacji, tylko rzeczowego omówienia okoliczności i błędów. Nie podoba mi się poganianie autorów i tłumaczy. Czas przygotowania raportu nie jest długi, a tłumaczenia – potrzebne, żeby uniknąć rozmaitych interpretacji kluczowych nie raz słów. Ten raport musi być przede wszystkim dobry, rzetelny, apolityczny. Niestety, media domagają się przede wszystkim personaliów, ofiar, chcą mieć głowy winnych podane na tacy. Bardzo jestem ciekaw, co zrobi premier, czy poświęci ministra Klicha, ale najważniejsze jest usunięcie błędów systemowych (szkolenie pilotów) i zmiana mentalności, której tragiczne dowody mieliśmy ostatnio w Hiszpanii oraz na pokazach lotniczych w Płocku, a także ponad 70 ofiar śmiertelnych podczas weekendu na drogach. Nasza kultura jest na poziomie furmanek i latawców, a nie szybkich samochodów, samolotów i śmigłowców. Nasza specjalność to nadal pogrzeby.