Widmo debat

Widmo krąży po Polsce – widmo debat. Nie wiem jak Państwu, ale mnie debat nie brakuje. Donald Tusk zręcznie wrzucił propozycję debat tuż przed wiecem wyborczym PiS w Sali Kongresowej, ale nie wiele dobrego z tego wyniknie. W wersji Platformy, miałyby to być debaty ministrów obecnego rządu z ich odpowiednikami w PiS. Niektórzy ministrowie Platformy są całkiem elokwentni, mam na myśli pp. Kwiatkowskiego (Sprawiedliwość), Rostowskiego (Finanse) i Sikorskiego (Sprawy Zagraniczne), dobrze daje sobie też radę Jerzy Miller (Sprawy Wewnętrzne). Kilka osób z PiS też jednak nie zapomina języka w buzi, mam na myśli zmobilizowaną w ostatniej chwili prof. Gilowską, bardzo wymowną, a także pp. Macierewicza i Ziobrę..

Mimo to nie jestem złakniony „debaty” Tusk – Gilowska, Fotyga – Sikorski, czy Miller – Macierewicz. Jedyną zaletę propozycji Tuska widzę w tym, że przypomina ona, iż alternatywą dla jego ministrów są takie postaci jak Macierewicz i Ziobro. Ale  żebym zaraz musiał ich słuchać – to przesada. Na mój gust, polityków w mediach jest dość, a nawet za dużo. Debaty, nawet na poziomie niedawnej (stosunkowo niepartyjnej)  dyskusji Balcerowicz – Rostowski, nie prowadzą do niczego. Niestety, za sprawą mediów i polityków, wszystko to jest jarmark, a na jarmarku królują przekupy.

Wiem, że to jest zawracanie Wisły kijem, bo przynajmniej od 1960 roku i słynnych debat Kennedy – Nixon, debaty stały się praktycznie obowiązkowe, żadna ze stron nie może się od nich wymigać. Dla mnie mają one jednak poważny minus: nie liczą się argumenty, ważniejsze od prawdy i racji stają się wygląd, zachowanie, szybki refleks, złośliwość, poczucie humoru i inne cechy drugorzędne. Oglądanie i słuchanie debaty ministrów od zwalczania korupcji, Pitera – Ziobro, nie jest moim marzeniem. Wiadomo, że będzie to tylko przerzucanie się oskarżeniami, wyrzutami, zarzutami i wymysłami.

Merytorycznie debaty nie wniosą niczego nowego. Co prezes Kaczyński myśli o premierze Tusku – słyszymy każdego dnia. Co Tusk myśli o IV RP – także dla nikogo nie jest tajemnicą. Ze względów pozamerytorycznych chętnie obejrzę debatę Fotyga – Sikorski, żeby jeszcze raz posłuchać, że nasze państwo jest kondominium, podnóżkiem i chłopcem na posyłki państw ościennych. Wiedziony owczym pędem obejrzę też debatę Tusk – Kaczyński, ale nie liczę na to, że czegoś się dowiem. Podobno debaty są ważne dla wyborców niezdecydowanych oraz takich, którzy nie wiedzą, czy wziąć udział w wyborach. Ja się do nich nie zaliczam. Na  pewno pójdę na wybory i wiem jak głosować. Dla takich wyborców, debaty to strata czasu..