Spóźniony refleks

Co prawda mam spóźniony refleks, ale lepiej późno niż wcale. Od rana wałkowana jest w mediach  nominacja gen. Waldemara Skrzypczaka na doradcę ministra Obrony. Popieram tych dziennikarzy, którzy  krytykują tę decyzję pp. Tuska i Siemoniaka. Generał, który będąc w czynnej służbie krytykował zwierzchność cywilną, mówił, że minister „ośmiesza armię”, nie powinien być w ten sposób nagrodzony, ba, z udziałem szefa rządu wynoszony na ołtarze. Gdyby premier Tusk doszedł do władzy dzisiaj, a do wczoraj był w opozycji, także nie powinien tego robić. Przecież generał Skrzypczak rzucał wyzwanie ministrowi Klichowi, kiedy ten był ministrem w rządzie Tuska. Ktoś powiedział, że obecna nominacja generała to „policzek dla Klicha” (który notabene kandyduje do Senatu!). Moim zdaniem – to więcej, to błąd Tuska, który samemu sobie pluje w kaszę. Awansuje generała, który buntował się przeciwko jego ministrowi! Gdyby jeszcze w ostatnich dniach wyszły na jaw jakieś skandaliczne afery z udziałem Klicha, czyli zaistniały nowe okoliczności – to może byłoby jakieś alibi, jakiś pretekst. Ale przecież nic takiego  nie zaszło, a jeszcze kilka dni temu Tusk na pożegnanie chwalił Klicha, trochę może grzecznościowo, ale jednak…. Nic, tylko błąd Donalda Tuska, podobny do lekkomyślnej dymisji ministra Ćwiąkalskiego z powodu samobójstwa w więzieniu.

Skoro już jestem przy głosie, to warto zwrócić uwagę na artykuł Piotra Skwiecińskiego w „Rz” (1.IX), pt. „Antykaczyzm skuteczny”. Jest tam kilka myśli rzadkich u publicysty prawicowego, który w IV RP był nawet szefem Polskiej Agencji Prasowej, czyli był człowiekiem zaufanym. Skwieciński przyznaje, że wbrew oczekiwaniom, Tusk „nie tylko przeżył, ale pozostaje głównym personalnym atutem PO”. Dalej przyznaje, że nastroje anty-pisowskie biorą się stąd, że „po prostu – większość Polaków nie chce narodowo-katolickiej rewolucji, którą wydaje się proponować ta partia”, dalej  „wizji Polski jako kraju niemalże okupowanego i ze smoleńskim mesjanizmem”, oraz „wojny narodowo-wyzwoleńczej z rządzącą Targowicą”.

Brawo, Pan Piotr! Co prawda wykazał spóźniony refleks, ale lepiej późno niż wcale. Niestety, konkluzja jego artykułu jest bardzo smutna: jedyną, ale długofalową szansą dla PiS wydaje się „totalne załamanie państwa i gospodarki”. To bardzo smutna perspektywa – partia, dla której jedynym ratunkiem jest katastrofa – to prawdziwe nieszczęście. Pozostaje jej tylko taktyka im gorzej – tym lepiej. Niestety, Piotr Skwieciński ma  rację także wtedy, kiedy pisze, że odrzucenie przez PiS propozycji debaty na równych z innymi partiami zasadach jest – w ramach przyjętej logiki – „konsekwentne i słuszne”. Skoro wszystkich innych uważa się za gorszych – nie ma co z nimi zasiadać do debaty. Mówiąc „nie”   debacie, PiS prezentuje się jako alternatywa obecnie rządzącego układu. Wszyscy inni to „oni”, z „nimi” nie będziemy debatować, nie ma z kim ani o czym.