Ta ostatnia niedziela…
Dzisiejsza niedziela, jak prawie każda, zaczęła się dla mnie od wysłuchania programu Moniki Olejnik, „Siódmy dzień tygodnia”, w Radiu Zet. Wszystko mi się podobało, z wyjątkiem wypowiedzi Tomasza Nałęcza, że „generał jest umierający i wkrótce stanie przed innym sądem”. Nie rozumiem, jak można mówić publicznie, przez radio, że inny człowiek jest umierający?!
Żeby w ten sposób wyrażał się profesor, doradca prezydenta RP? Toż to jest wypowiedź na poziomie najgorszych tabloidów: „Doradca prezydenta: Generał jest umierający”. Obrzydliwe! A jeżeli tych słów słuchał sam generał, lub jego rodzina? Jeżeli maniery prof. Nałęcza się rozpowszechnią, to kiedy wybije nasza godzina, każdy z nas (także prof. Nałęcz) będzie mógł dowiedzieć się, że wyrok śmierci jest już na niego wydany (to niby każdy wie) i będzie wkrótce wykonany. Nieładnie, Panie Profesorze!
Później miałem jednak dobry dzień. Przeczytałem o przygotowaniach do „marszu niepodległości” PiS i pomyślałem, że nasz kraj jest jednak szczęśliwy. Wolę marsz PiS od marszu setek tysięcy oburzonych, zubożałych, bezrobotnych i zdesperowanych. Widocznie w Polsce nie jest jeszcze tak źle, skoro ulice należą do patriotów (?), a nie do osób łaknących chleba i wolności, demokracji, jak w Rosji, czy pracy, jak w Hiszpanii. Jeśli z tego punktu widzenia spojrzeć na marsz przeciwko Tuskowi i Sikorskiemu, to nie warto się nim przejmować. Wybór daty 13 grudnia świadczy jak najgorzej o organizatorach.
W dobry nastrój wprowadziła mnie również uroczystość rozdania Nagród Kisiela, przyznawanych przez tygodnik „Wprost”. Najpierw akademia ku czci Stefana Kisielewskiego w stulecie jego urodzin, a potem nagrody. Laureatki znakomite: Elżbieta Bieńkowska (polityka), Krystyna Janda (przedsiębiorczość) i Janina Paradowska (publicystyka). Jak ktoś słusznie zauważył – nie ma drugiej kobiety w Polsce, która by wydawała więcej (i lepiej) pieniędzy niż min. Bieńkowska. Krystyna Janda wspaniale prowadzi dwie kariery: wielkiej aktorki i właścicielki teatru „Polonia”, a nawet dwóch („Och – teatr”). W „Polonii” byłem na przedstawieniu trzech jednoaktówek Czechowa z udziałem Jandy, Jerzego Stuhra oraz Ignacego Gogolewskiego, tak śmiesznym, że nie mogłem wytrzymać ze śmiechu i sądziłem, że nie dotrwam do końca. A „Biała bluzka” w „Och-teatrze” – triumf autorki i aktorki. Wreszcie Janina Paradowska (publicystyka) – nagroda jak najbardziej zasłużona. Z Paradowską można się zgadzać, lub nie, ale wszyscy ją czytają, a już politycy nie mogą bez niej żyć. Tylko pozazdrościć. Brawo, Pani Krystyno! Brawo Pani Janino! Brawo Pani Minister! (Minister Bieńkowskiej nie mam przyjemności znać, więc nie piszę po imieniu).
W drodze powrotnej oddałem się lekturze artykułu Rafała Kalukina „POLITYKA przeciw polityce” w tygodniku „Wprost”. Rzecz dotyczy historii z przed lat trzydziestu – rozłam w ówczesnej „Polityce” po wprowadzeniu stanu wojennego. Kto odszedł – kto pozostał i dlaczego. Kalukin to dobry, rzetelny dziennikarz – odtworzył historię starannie, bezstronnie, rzeczowo. Ja w ogóle lubię ten gatunek dziennikarstwa – reportaż z historii najnowszej. Narodził się chyba w Stanach, gdzie Carl Bernstein i Bob Woodward opisali aferę Watergate, a przedtem Dawid Halberstam opisał kulisy rządu Kennedy’ego („The Best and the Brightest”). I potem już poszło… Dobrze, że ktoś jeszcze w Polsce podtrzymuje ten gatunek, bo reportaż śledczy już chyba skonał.
Na tym już chyba koniec niedzieli – oby do wtorku, kiedy w świetle pochodni zobaczymy kreta w marszu.