W polskim kotle

Nie mieszałbym Pana Boga do polityki, gdyby  nie fakt, że  we Polsce krzyże, ojciec Rydzyk, duchowieństwo, TV, bp Dydycz, Telewizja Trwam, zanurzeni są w politykę po koloratkę. Ostatnio ojciec Rydzyk zakazał Zbigniewowi Ziobrze wystąpienia podczas sobotniego marszu w obronie wolności, demokracji i wszystkiego co dobre.

Opozycja jest od tego, żeby dążyć do zmiany rządu i  sięgać po władzę. Dlatego nie rozumiem tych publicystów, którzy ubolewają, że trwa „atak na Tuska”. Nie tylko zresztą na Tuska, ale i na Ewę Kopacz, ministrów Gowina i Rostowskiego, a także na Tomasza Arabskiego.

Debata ekonomiczna, zainicjowana przez PiS, poszła już w zapomnienie, miała ona na celu zmienić wizerunek PiS i prezesa Kaczyńskiego jako „partii smoleńskiej” w poważne ugrupowanie zatroskane stanem gospodarki i niedolą społeczeństwa. Miało wytrącić koalicji rządzącej argument, że jest jedyną siła kompetentną i nie ma dla niej alternatywy. Makijaż Kaczyńskiego – ekonomisty i dobrego gospodarza –  w tych dniach przybladł, ponieważ nadszedł marsz wolności, a przede wszystkim katastrofa z pomyleniem zwłok i trumien. Dla rządu wydarzenie fatalne, przede wszystkim wizerunkowo,  aczkolwiek to nie rząd identyfikował zwłoki i lutował trumny.

Podczas czwartkowej debaty w Sejmie, Tusk przeprosił, wziął na siebie całą odpowiedzialność (inaczej nie mógł), ale i docenił ogromny trud setek, tysięcy osób, którzy w  dniach katastrofy i po nich, działały w imieniu państwa polskiego. W warunkach kolosalnej katastrofy, zamieszania, nieszczęścia, z udziałem dwóch państw, błędy, pomyłki, niedoróbki, nie zawsze odpowiednie słowa, były nieuchronne.

Partia smoleńska nie przyjmie przeprosin szefa rządu, ani obszernych wyjaśnień prokuratora Seremety i (skądinąd swojego ulubionego) ministra Gowina. Przyjęcie informacji i przeprosin oznaczałoby bowiem koniec wojny smoleńskiej, koniec wojny  na trumny, a ta jest dla opozycji korzystna. Każdy błąd, zaniechanie ze strony polskiej idzie na konto rządu. Trudno oczekiwać, że Kaczyński z tego zrezygnuje. On będzie grał na kilku fortepianach – ekonomisty, bojownika o wolność słowa, ofiary smoleńskiej, jedynego, który jest w stanie uporządkować stajnię Augiasza. Jeśli po drodze uda się jeszcze bardziej osłabić Tuska –  to tym lepiej. „67”, Acta, Amber  Gold, ekshumacje, bezrobocie, spowolnienie, lot prezydenta rejsowym samolotem na sesję ONZ w Nowym Jorku – wszystko to osłabia pozycję Tuska, a jego najważniejszym atutem pozostaje  brak alternatywy.
Prezes Kaczyński od pewnego czasu pracuje nad tym, żeby stać się alternatywą. Milczał podczas debaty smoleńskiej w Sejmie (ale zaszczycił ja swoją obecnością), schował w dalszych rzędach Macierewicza i aktyw smoleński, użył tylko mocnych słów o „wiecznej hańbie” pod adresem osób, takich jak Kopacz i Arabski, które jego zdaniem nie zdały egzaminu smoleńskiego.

Co dalej? Moim zdaniem więcej tego samego: kanonada, przygotowanie artyleryjskie, które każda armia prowadzi przed decydującym atakiem w czasie wyborów. Sytuacja polityczna w kraju jednak się od tego nie zmieni – PiS nadal nie ma zdolności koalicyjnej (może tylko z PSL), lewica podzielona, rozłamowcy pisowscy (Solidarna Polska i Polska Jest Najważniejsza) walczą o życie. W polskim kotle będzie się nadal gotowało.