Precz z fińską okupacją!

Wzywam rząd polski do natychmiastowego zerwania stosunków dyplomatycznych z Finlandią. Od dłuższego już czasu kraj ten ingeruje bezceremonialnie w nasze stosunki wewnętrzne. Kolejny tego przykład mieliśmy w środę, 24 bm. Ambasador Finlandii, niejaki Jari Vilén, zamiast skupić się na pełnieniu swojej misji umacniania, integrowania  i pogłębiania, wsadził swój nos w nasze, polskie sprawy. Znalazł wspólników z Czech, Szwajcarii, Norwegii, Rumunii i USA, do posprzątania Dolinki szwajcarskiej, położonej w sercu naszej bohaterskiej stolicy, o rzut beretem od drogich każdemu Polakowi Łazienek, Parku Ujazdowskiego i Belwederu, gdzie mieszka prezydent bądź co bądź kraju wiodącego w Europie Środkowo-Wschodniej.

Jest to jawna prowokacja, która ma zwrócić uwagę wspólnoty międzynarodowej na rzekomy brud w Warszawie – mieście bohaterskim, odbudowanym z gruzów, bliskim sercu każdego Polaka. Czy dyplomacja fińska, czeska, rumuńska  nie maja już gdzie sprzątać, tylko przy Trakcie Królewskim – reprezentacyjnym bulwarze stolicy? To, co wyprawia ambasador Vilén, to jawna prowokacja. Niby, mówi, że chce wychynąć za mur swojej ambasady, nie chce żyć w oderwaniu, a faktycznie przesyła nam komunikat, że cały świat nie może już dłużej patrzeć na nasz brud.

Dotychczas nasz brud był naszą sprawą wewnętrzną, tymczasem fiński prowokator postanowił pogwałcić naszą suwerenność i nadać sprawie rozgłos w kraju oraz zagranicą. W kraju przyszła mu z pomocą „Gazeta Wyborcza”, zawsze skłonna do kampanii antypolskiej, zagranicą maja nagłośnić sprawę doproszeni do prowokacji pozostali ambasadorowie. Celem zminimalizowania szkód w Czechach, rząd polski wysyła do Pragi nowego ambasadora, dr Grażynę Bernatowicz, która dotychczas była sekretarzem stanu w MSZ. Powierzono jej misję specjalną – posprzątanie Pragi, zwłaszcza w okolicach Hradu, gdzie mieści się nasza placówka. Trudniejsze zadanie ma ambasador Schnepf, gdyż Waszyngton – poza strefą reprezentacyjną – jest bardzo zaniedbany.

Usłużny dziennikarz „Wyborczej” podpowiada, że głównym problemem w Dolince Szwajcarskiej, i  nie tylko, bo jest to klęska narodowa, są psie kupy. Wytworni dyplomaci o tym nie wspominają, ale ich cel jest jasny – chcą zabronić polskim psom srać na nasze trawniki, chodniki, klomby, rabatki,  pragną  ograniczyć wolność właścicieli wszystkich Polaków, którzy posiadają ukochane pieski i wyprowadzają je kilka razy dziennie do klozetu zwanego dumnie  Warszawą. Polak nigdy nie będzie sprzątał, zwłaszcza po swoim psie, i nigdy nie zgodzi się na powierzenie tego wyspecjalizowanym firmom, w zamian za podatek od psów.

Dyplomacja fińska wdała się w przedsięwzięcie beznadziejne i prowokacyjne, równie bezsensowne, jak obrona domków fińskich na Ujazdowie – najlepszej parceli w Warszawie.

Dlatego Finom należy powiedzieć „dość prowokacji!” Nie będzie Fińczyk pluł nam w twarz!