DIANA I ROSTOWSKI

Księżna i minister mają jedna cechę wspólną: oboje zostali bohaterami sezonu ogórkowego. Anglicy dyskutują, czy snajper zastrzelił księżniczkę, a Polacy – czy Tusk zastrzeli ministra finansów i wicepremiera w jednej osobie. Odpowiedź w obu przypadkach brzmi „nie”. Media rzuciły się na plotkę Reutersa o dymisji Rostowskiego, ponieważ są wygłodzone i nie mają niczego innego do przeżuwania. Zegarki Nowaka przeżute, koncert Madonny przeżuty, kampania wyborcza w Platformie skończona, więc ostał się jeno minister finansów.

Aż żal było patrzeć i słuchać z jakim nabożeństwem media odniosły się do pogłoski o dymisji Rostowskiego. Byłaby ona  niezrozumiała. Przecież stanowiłaby formę uznania przez Tuska, że jego polityka finansowa  – najważniejsze osiągnięcie rządu w ciągu minionych 6 lat – poniosła porażkę. To absurd! Owszem, dziura budżetowa duża, ale  nie wymyślił jej sam minister i nie on jeden za nią odpowiada. Poza tym, jeśli chodzi o koniunkturę i PKB, to widać światło w tunelu. Dymisja Rostowskiego mogłaby być głównym elementem rekonstrukcji rządu, tak wyczekiwanej i wymarzonej przez komentatorów i media, ale po co?  Jaką nową politykę zwiastowałyby  takie kandydatury jak Janusz Lewandowski lub Jan Krzysztof Bielecki? Moim zdaniem, to wszystko są rojenia.

Co więcej, taka bezsensowna rekonstrukcja dałaby premierowi oddech na 1-2 dni,  niczego nie rozwiązując. Głównym problemem Tuska jest Platforma, czyli w dużym stopniu on sam. Wybory przewodniczącego,  które miały być lekcją demokracji i dać Tuskowi silniejszy mandat w walce z rywalami (Schetyna, Gowin), przyniosły wiele szkód, przede wszystkim kanonadę zarzutów pod adresem Tuska i rządu ze strony Gowina. Były (z woli premiera) minister sprawiedliwości urządził sobie z Tuska i z rządu tarczę strzelniczą, wykonując kawał dobrej roboty dla… opozycji. Zapowiedź Gowina, że nie zamierza odchodzić z Platformy, jest zrozumiała. Gdzie będzie mu tak dobrze, jak w PO? A jeśli go wyrzucą, to odejdzie w aureoli bohatera, i dołączy do pozostałych tenorów. Tusk tymczasem miał związane ręce, gdyż jako przewodniczącemu nie wypadało mu gnębić jedynego rywala, jedynego, który odważył się rzucić mu rękawicę.
Wybory przewodniczącego Platformy, zamiast stać się lekcją demokracji, zwłaszcza dla PiS z jego  dożywotnim prezesem, okazały się lekcją kosztowną dla nauczycielki. Kampania nie była merytoryczna, Gowin krytykował wszystko, ale nie proponował niczego, Tusk od czasu do czasu się odcinał, ale na debatę nie przystał, sądząc po przebiegu kampanii byłaby to debata jałowa. Kampania nowego pomysłu na Platformę nie przyniosła, a dotychczasowy się wyczerpał.