Kijów bezradny wobec Rosji, Warszawa bezradna wobec „Tęczy”

Uderzająca jest bezradność wobec szantażu, zarówno za granicą, jak i w kraju. Mam na myśli Ukrainę i… plac Zbawiciela. Na Ukrainie „porażająca” jest bezsilność Kijowa, Polski, Europy i Zachodu wobec poczynań Rosji. Wiadomo, że na jeden gwizdek Putina separatyści by się uspokoili. Tymczasem Putin wręcz przeciwnie – działa na rzecz upadku, a przynajmniej podziału Ukrainy, która ledwo trzyma się na nogach, wyczerpana ekonomicznie, i nie okrzepła politycznie, nie bardzo nawet wiadomo, na ile rząd w Kijowie ma wpływ na sytuację.

Świat patrzy bezradnie na postępującą secesję ukraińskiej Katangi. Rząd premiera Jaceniuka nie bardzo może użyć siły, nie wiadomo zresztą, czy ludzie by go posłuchali, gdyż Rosja szantażuje, że udzieli „pomocy” swoim rodakom.

Polska pilnuje się, żeby nie wyjść przed europejski szereg, zresztą nasze możliwości są skromniutkie. Unia Europejska zaostrza sankcje, które na razie nie wyglądają poważnie, i dorzuca grosza, co jednak nie zmienia ogólnej sytuacji. Słowo „sankcje” zaczyna być niepoważne. Wielką niewiadomą pozostają sami Ukraińcy: czy i kiedy powiedzą „stop” Rosjanom. Świat jest bezsilny wobec agresji i Putina i nierównej, ukraińsko-rosyjskiej próby sił.

Pewne poczucie bezsilności wobec szantażu widać także na placu Zbawiciela w Warszawie. Kiedy po raz pierwszy stanęła tam „Tęcza”, chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie sądził, że jest to symbol homoseksualizmu i prowokacja wobec kogokolwiek. Dla mnie była to po prostu piękna instalacja, pomysł na upiększenie i rozweselenie miasta, w dodatku vis a vis bardzo popularnej wśród młodzieży kawiarni.

Z czasem okazało się, że grono aktywistów religijnych odbiera „Tęczę” jako prowokację wobec pobliskiego kościoła i swoich zapatrywań obyczajowych. W ślad za protestem poszło podpalenie „Tęczy”, najpierw raz, potem drugi raz. Wandale bezkarnie grasowali w centrum miasta. Fundamentalizm religijny nadał instalacji nowy sens – symbolu „kochających inaczej”.

Zbliża się kolejna odsłona „Tęczy”. I kolejny raz grozi jej podpalenie. Przeciwnicy „Tęczy” mówią już nie tylko o placu Zbawiciela, ale o okolicach każdego kościoła. Toczy się prawdziwa walka pomiędzy poszanowaniem przekonań religijnych, a wolnością sztuki, czy szerzej – wolnością słowa i obrazu.

Co robić? Budować, żeby nie uginać się przed szantażem podpalaczy, i tak bez końca patrzeć, jak gwałcone jest prawo, czy odsłonić „Tęczę” w innym miejscu, z dala od kościołów, najlepiej za granicą, w Pradze, Sztokholmie lub w Paryżu?