Ciszej nad tą trumną

Z okazji pogrzebu generała Wojciecha Jaruzelskiego padło wiele niepotrzebnych i niemądrych słów. Pal sześć, gdy mówi to uczennica czy polityczny oryginał, ale dziennikarz poważnej gazety? Tomasz Pietryga w przeddzień pogrzebu pisał w „Rzeczpospolitej”: „Gdy za 10, 20 lat młodzi ludzie będą uczyć się historii lub podczas wycieczki szkolnej staną nad grobem generała, może któryś z nich zapyta: to właściwie jak było? Katyń, władza przywieziona na sowieckich czołgach, eksterminacja przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego, Marzec ’68, Wybrzeże ’70, stan wojenny, krew, ból, zniszczone życiorysy. Skąd więc Powązki dla człowieka, który był uosobieniem tych czasów?”.

W odpowiedzi na tak jednostronną wersję historii można by przedstawić wersję odwrotną, równie tendencyjną i propagandową: polski Szczecin i Wrocław, reforma rolna (oczywiście ani słowa o kolektywizacji), likwidacja analfabetyzmu, odbudowa Warszawy i innych miast, rewolucja przemysłowa (bez zeszytów w kratkę), dziesiąta gospodarka na świecie (i wielogodzinne kolejki), przemysł stoczniowy, awans milionów ludzi ze wsi do miast, polska szkoła filmowa, Lutosławski, Penderecki itd. itp. Można by stawać do tej propagandowej licytacji – tylko po co?

General Jaruzelski jest uosobieniem tamtych czasów, tylko nie były to takie czasy, jak je opisują propagandyści. Po II wojnie światowej Polska była krajem o ograniczonej suwerenności i inna być nie mogła, taki był rezultat wojny i polityki sprzymierzonych.

Władze Polski były przywiezione na sowieckich czołgach i miały bardzo wąskie pole manewru. Wystarczy wspomnieć los Janosa Kadara, Imre Nagya czy Dubczeka, żeby wiedzieć, jak ciasne były ramy, w których poruszali się Gomułka, Gierek, Kania, Jaruzelski. Ich politykę możemy oceniać tylko na tle ówczesnych możliwości państwa satelickiego. Czy je wykorzystali w maksymalnym stopniu, czy też jeszcze je zawężali? Były w tamtych czasach karty jasne, jak październik ’56 czy doprowadzenie – po latach od zakończenia wojny – do uznania przez RFN polskich granic. I karty ciemne, jak Marzec ’68, czy wręcz tragiczne, jak Grudzień ’70. Były też wydarzenia, których nie sposób oceniać jednoznacznie – jak stan wojenny. Tylko ten, kto rozumie, jak skomplikowane to były okoliczności, jest w stanie ocenić ówczesnych protagonistów.

Strońmy więc od nachalnej propagandy. Wojciech Jaruzelski jest uosobieniem polskiego dramatu – pomiędzy zbuntowanym w imię wolności społeczeństwem a czyhającym na tę wolność imperium. Wraz z nim odchodzą polskie dylematy po II wojnie. Dzisiaj jest wielu mądrych po szkodzie. Wtedy było ich jak na lekarstwo.