Jaka piękna katastrofa!

No i mamy skandal, jakiego jeszcze nie było. Wybory last minute. Kompromitacja państwa, które nie potrafi przeprowadzić wyborów.

Czwartą dobę trwają bóle porodowe, a wyniki wyborów proporcjonalnych (do rad i sejmików) ciągle się nie urodziły. Mamy nawrót „polnische Wirtschaft”. Mając kilka lat (!) na modernizację systemu, wykonano to po łebkach, na łapu-capu, i wszyscy zainteresowani liczyli, że jakoś to będzie.

Czy to państwu nie przypomina innej katastrofy, w której zlekceważono procedury i liczono, że jakoś to będzie? Dobrze, że chociaż przewodniczący Krajowego Biura Wyborczego podał się do dymisji, ale „to mało, mało, mistrzu, powtórz jeszcze raz!”.

Mam nadzieję, że kiedy już wreszcie głosy zostaną policzone, NIK, prokuratura, ABW, media i inne moce poruszą każdy kamień i nie zostawią na sprawcach suchej nitki. Ten przetarg, ta firma z Łodzi, to KBW, ten pośpiech, wybory „last minute”… usiąść i płakać.

Na razie politycy wykonują rytualny taniec nad urną. PiS i SLD chcą manipulować przy konstytucji, skrócić kadencję ciał obecnie wybieranych albo wręcz powtórzyć wybory. Jarosław Kaczyński jest przebiegły – wie, że unieważnienie wyborów w całym państwie jednocześnie jest niemożliwe, wie także, iż według sondażu IPSOS jego partia wybory wygrała (31,5 proc.). Może więc paradować w glorii tego, który jest gotów złożyć własne zwycięstwo na ołtarzu demokracji. Czego chcieć jeszcze? Gest wygląda pięknie, ale to tylko gest.

Za prezesem podąża Leszek Miller (8,8 proc.), który zaklinał się, że z PiS nigdy, ale skoro nadarzyła się okazja, nie ma nic do stracenia i ewentualna powtórka może być szansą na lepszy wynik SLD, a jeśli powtórki nie będzie, to przy pomocy tej awantury można odwracać uwagę od klęski lewicy.

Przy okazji obaj panowie atakują prezydenta, który nie chce wziąć udziału w tańcu nad urną. Jeszcze nie skończyły się wybory samorządowe, a już rozpoczęła się kampania prezydencka.

Na prawicy nie brak osób, które sugerują, że mamy do czynienia z fałszerstwem wyborczym. Jarosław Gowin mówi o „wypaczeniu” wyników, przez kogoś albo przez „coś”, „Gazeta Polska” pisze wprost o fałszerstwie. To wygląda jak teoria zamachu na demokrację. Koncepcja zamachu ma w Polsce swoich zwolenników za każdym razem, kiedy dochodzi do katastrofy.

Wyniki wyborów nie zostały jeszcze ogłoszone, ale już teraz można powiedzieć, że wygrała opozycja, która od lat (tym razem słusznie) załamuje ręce z powodu upadku państwa polskiego, przegrała demokracja, jeszcze niżej spadnie zaufanie do państwa, spadnie poparcie dla władzy (mamy ministerstwo cyfryzacji!), która odpowiada za wszystko, wzrośnie apatia elektoratu, zmaleje frekwencja. I to wszystko u progu roku ważnych wyborów.

Skandal, jakiego nie było, ale nie można się dać zwariować, licząc głos po głosie trzeba te wybory doprowadzić do końca. A potem zrobić porządek.