Widziały gały

Głosuj na ludzi obliczalnych. Na scenie politycznej znajdują się ludzie obliczalni, nawiedzeni i nieobliczalni.

Nie będę ich wymieniał, bo sami ich znacie. Wybieram tych pierwszych. Tylko ludzie obliczalni gwarantują umiar, rozsądek, spokój, szacunek społeczeństwa dla państwa, państwa dla obywateli oraz przynajmniej respekt ze strony zagranicy. Nie interesuje mnie żadna misja, żaden kierunek: przeszłość, nieustanne kłótnie, kogo było więcej – bohaterów czy szmalcowników, wyklętych czy bandytów, ocalonych czy zdradzonych, wdzięcznych czy niewdzięcznych, filmów propolskich czy antypolskich.

Interesuje mnie państwo świeckie, w którym religia jest sprawą prywatną, państwo i Kościół współżyją zgodnie, ale każde na własny koszt. Nie interesuje mnie Konstytucja, która zawierza całą Polskę i każdego jej obywatela jakiejkolwiek religii. Nie chcę być wytykany jako obcy, nie chcę, żeby prezydencki minister z UJ dzielił Polaków na naszych i obcych. Nie chcę kraju, którego nowy, wybrany przez naród prezydent nie raczy miesiącami zaprosić do siebie premiera, w czasach kiedy nawet prezydent Egiptu potrafił spotkać się z prezydentem Izraela.

Nie podoba mi się fala nienawiści narodowo-prawicowej. Nie podoba mi się, kiedy „republikanie” zbierają taśmy na „demokratów”, a „demokraci” popisują się nieudolnością, plotą trzy po trzy w restauracjach, pozwalają wodzić się za nos politycznym kelnerom i dziennikarzom akustykom, a nawet nie umieją zorganizować efektownego wyjścia ze studia TV po debacie.

Nie odpowiadają mi wyścigi, kto szybciej i więcej będzie deklamował takie słowa jak godność, ojczyzna, prawda. Nie odpowiada mi uprawianie polityki przy pomocy osiłków, którzy swoimi wrzaskami i wybrykami zakłócają spokojne zgromadzenia publiczne, nie odpowiada mi państwo śledcze, w którym człowiek – od trzeciego pokolenia i do trzeciego pokolenia – jest nadzorowany najpierw przez IPN, a potem przez CBA. Nie podobają mi się listy proskrypcyjne i pogróżki – kogo przed sąd, a kogo na bruk.

Nie podoba mi się zabawa w chowanego z Konstytucją. Coraz bardziej wszechmocna władza wykonawcza, coraz silniejszy prezydent, który niczym caudillo będzie mógł rozwiązać parlament, odwołać ministrów, sędziów, obsadzać Trybunał Konstytucyjny wedle własnego widzimisię, minister sprawiedliwości, który będzie znów rozkazywał prokuratorom, grzebał w aktach spraw sądowych, podważał wyroki. Nie podoba się mi się oddawanie sił zbrojnych w ręce ignoranta, CBA w ręce nawiedzonego z (nieprawomocnym jeszcze) wyrokiem na koncie. Nie podoba mi się pomysł, żeby historię i kulturę lepić jak z plasteliny, tylko według wersji obowiązującej. Jedną, oficjalną, narodowo-patriotyczno-kościelną wersję historii wtłaczać do głów od poczęcia do naturalnej śmierci.

Nie podoba mi się pomysł utworzenia megaresortu prawdy, który miałby obejmować IPN, Urząd do Spraw Kombatantów i Radę Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, na czele którego stanie jakiś nadczłowiek, oberminister świadomości i tożsamości. Pomysł, żeby media publiczne „przekształcić” z dnia na dzień w instytucje kultury lub wyższej użyteczności publicznej tylko po to, żeby za jednym zamachem wziąć je za twarz lub obsadzić własnymi twarzami, uważam za groźny. Pomysł, żeby politycy (i posłuszni im „oburzeni”) cenzurowali wystawy, teatry, scenariusze i filmy, budzi mój niesmak. To już lepiej, żeby zamawiali sobie superfilmy w Hollywood. Najlepiej za własne pieniądze. I żeby zapełnili widownię, która zagłosuje nogami i portfelami, a nie tylko spędzili dziatwę szkolną i wojsko.

Ja na to wszystko głosować nie będę, ale na szczęście wybór jest szerszy. Oddam głos na kogoś normalnego, nienawiedzonego, na kogoś obliczalnego, wolnego od fobii, szaleństwa, o kim wiem, że nie bawi się zapałkami. Sporu PiS-Platforma nie uważam za jałowy i wydumany, przeciwnie – to spór fundamentalny o polską przyszłość.

Nie można powiedzieć, że nie wiemy, co jest grane. Prawo i Sprawiedliwość (oraz jego ewentualne przystawki) jasno i otwarcie przez ostatnie lata pokazało cały swój projekt, pomysł na Polskę – na Konstytucję, edukację, sprawiedliwość, prawa kobiet i mniejszości, media, kulturę, politykę zagraniczną, Unię Europejską, uchodźców i tak dalej. Prawo i Sprawiedliwość potrafi na czas kampanii ukryć jedną czy dwie osoby, Macierewicza czy Pawłowicz, ale swoich zamiarów nie ukrywa i jeśli zwycięży, będzie miało prawo powiedzieć: widziały gały, co brały.