Dwie strony medalu

Błyskawiczny marsz armii marszałka Kaczyńskiego, armii rzecz jasna polskiej i wyzwoleńczej, wprawia jednych w zachwyt, a innych w przerażenie.

Oddajmy najpierw głos tym pierwszym. Ich wyrazicielem jest prezydent Duda, który niedawno, powierzając sformowanie rządu pani Szydło, wygłosił adres hołdowniczy pod adresem ich wspólnego mocodawcy – Jarosława Kaczyńskiego. Czytając te słowa, można odnieść wrażenie, że prezydent Polski składa nasz kraj w ofierze – u stóp swojego zbawcy.

Przede wszystkim chcę pogratulować i złożyć wyrazy szacunku i podziwu panu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, prezesowi PiS. Panie premierze (…), jest pan z całą pewnością wielkim politykiem, wielkim strategiem, ale dodam jeszcze jedno: z całą pewnością jest pan wielkim człowiekiem. Jest pan wielkim strategiem, bo podjął pan ogromne ryzyko, gdy ostatecznie razem z władzami PiS zdecydował pan, że będę kandydatem na prezydenta. (…)

Potem podjął pan kolejne ryzyko, wystawiając na kandydata na premiera panią prezes, dziś premier Beatę Szydło. To było ryzyko polityczne, trzeba wielkiej odwagi i determinacji, by czegoś takiego dokonać. Trzeba być wizjonerem…

Trzeba być wielkim człowiekiem i patriotą – mówił dalej prezydent – by mimo oczywistych osobistych ambicji oddać pałeczkę władzy w ręce współpracowników. „Jestem dla pana pełen podziwu”. Itd. itp.

Chociaż prezydent nie wypiera się swojego rodowodu politycznego, mimo wszystko ten adres hołdowniczy budzi zdziwienie. Po pierwsze – nie przypominam sobie, by w ostatnich latach jakikolwiek urzędujący prezydent wygłosił taki pean na cześć żyjącego i aktywnego polityka, w dodatku swojego mocodawcy. Po drugie – byłoby to bardziej zrozumiałe, gdyby stało się z okazji np. jubileuszu, przyznania prestiżowej nagrody, choćby Nobla, czy podobnego wydarzenia.

Ale w czasie powierzania misji premiera pani Szydło – czy nie był to aby afront wobec niej? Po trzecie – prezydent z natury rzeczy jest, lub przynajmniej stara się, udaje, że jest prezydentem wszystkich Polaków. Zgodnie ze swoimi obietnicami miał jednoczyć, a nie dzielić. Tymczasem Jarosław Kaczyński, polityk wybitny i skuteczny, ale i kontrowersyjny, przoduje na wszystkich listach braku zaufania znacznej części rodaków. Ten brak sympatii musi mieć swoje źródła. Wynosząc swojego patrona pod niebiosa, prezydent Duda wykroczył nawet ponad to, co mówiono pod adresem Jana Pawła II.

Na szczęście nie wszyscy jeszcze tracą poczucie rzeczywistości. Łukasz Warzecha, publicysta od dawna będący pod urokiem PiS, obserwując triumfalny marsz armii Kaczyńskiego, dzieli się swoimi wątpliwościami („Rz” 26 bm). Nominacja Macierewicza, ułaskawienie Kamińskiego, „nader szybkie” przegłosowanie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, likwidacja rotacji przewodnictwa Komisji Służb Specjalnych oraz wyeliminowanie PSL z prezydium Sejmu, wszystko to – zdaniem Warzechy – nie narusza prawa, ale „jest na granicy dobrego obyczaju, poza nią lub przynajmniej budzi poważne wątpliwości”. Zastąpienie na stanowisku ministra obrony zapowiadanego Gowina Macierewiczem nazywa autor „cynicznym zabiegiem”. Niektóre posunięcia wyglądają „jak zwykła złośliwość, niesłużąca niczemu poza pokazaniem swojej siły”.

„PO zawłaszczyła sobie wybór sędziów TK? To teraz zawłaszczymy go sobie my. PO sprawiła, że PiS w minionej kadencji miało tylko raz przewodniczącego Komisji ds. Służb? To teraz nie będzie go miała wcale. I tak dalej. Teraz, …, my – jak to kiedyś ujął w odniesieniu do innej sytuacji politycznej sam Kaczyński – tyle że w szlachetnym celu”.

Co prawda Warzecha uważa larum z powodu rzekomego zagrożenia demokracji za pochodzące z psychiatryka, ale mimo wszystko jego artykuł jest dobrym uzupełnieniem peanu prezydenta Dudy. To jak gdyby druga strona medalu.