Protest w eterze

Popieram protest dziennikarzy (-ek) Radiowej Jedynki przeciwko uchwalonej przez „suwerena” (modne słowo w języku władzy) „małej ustawie o mediach”.

Umożliwia ona wyrzucenie dotychczasowych władz mediów publicznych (elegancko mówiąc: „skrócenie ich kadencji”) oraz mianowanie przez rząd (a konkretnie przez ministra skarbu) nowych władz mediów publicznych, za kilka dni – mediów rządowych.

Może nawet szybciej niż za kilka dni, bo przejęcie władzy w mediach może się odbyć i nocą. PiS w nocy nie śpi, tylko pracuje dla dobra Ojczyzny. Jak powiedziała minister Kempa – kto nie wytrzymuje tego tempa, może ustąpić. Na jego miejsce trafi następny na liście.

Protest Jedynki przybrał elegancką formę nadawania o pełnej godzinie Mazurka Dąbrowskiego, czyli hymnu państwowego lub „Ody do radości” z IX symfonii Beethovena, wybranej jako hymn Unii Europejskiej.

Teraz będziemy świadkami kampanii wymierzonej przeciwko protestującym, pojawią się pytania: „a gdzie wyście byli, kiedy wyrzucano Wildsteina, Ziemkiewicza i innych?”, jak również odpowiedź, że tylu pracowników, ilu w latach 2005-2007 wyrzucili panowie Czabański i Targalski, nie usunął dotychczas nikt.

Być może tym razem rekord ten zostanie pobity przez jego posiadaczy: biało-czerwoną drużynę PiS. Zapewne już trwa atak na protestujących, podważanie sensu protestu i dyskredytacja jego uczestników. („Traktują publiczne radio jak swój folwark, wykorzystują je do gry politycznej” etc.). To jest reguła. Bo te protesty bolą. W „demokraturze” każdy przejaw niezgody, niesubordynacji jest źle widziany przez władzę, może być zachętą dla innych. Wydaje się, że to tylko gest bez znaczenia, który niczego nie zmieni, a jednak dodaje otuchy innym, pozwala odejść z godnością, a nie na kolanach, zaś kropla drąży skałę. Taką samą wymowę ma postawa prof. Rzeplińskiego.

Kiedy rady wydziałów prawa oraz senaty wyższych uczelni wypowiedziały się krytycznie o łamaniu prawa, Andrzej Lisicki pisał w swoim tygodniku: „Do chóru oburzonych dołączyła większość profesorów prawa UJ, a przede wszystkim jego (prezydenta – D.P.) własny promotor. (…) Prawdę powiedziawszy, jest w tym coś dosyć, nie waham się powiedzieć, wulgarnego i żałosnego zarazem. Przecież gdyby Andrzej Duda nie został prezydentem, ich głos nie miałby znaczenia. Wykorzystali sukces absolwenta swojej uczelni do tego, żeby na chwilę ogrzać się w blasku mediów”, wykonali gest bez znaczenia, ale „zapewnił im pochwały politycznych przeciwników głowy państwa”, ich zachowanie stało się przejawem „megalomanii i fanfaronady”.

Głosy sprzeciwu nie tylko nie są żadną megalomanią ani fanfaronadą, lecz przeciwnie – to wskazówki, jak się zachować w godzinie próby. Najlepiej tak, żeby w przyszłości tego nie żałować. I to by było na tyle. Plus, oczywiście, najlepsze życzenia noworoczne!