Światełko? Jakie światełko?

Chociaż Jarosław Kaczyński jest niewysoki, to jednak przewyższa swoich rywali o głowę.

Ostatnio lider PiS, mimo zdecydowanie wygranych wyborów parlamentarnych i prezydenckich, był w niewygodnej sytuacji. Trybunał Konstytucyjny okazał się trudny do dobicia, media zagraniczne nadal boczą się na Polskę, Andrzej Duda jechał w trudną podróż do Stanów, gdzie nie czekały na niego zachwyty i zaszczyty, kolejni politycy Unii i Rady Europy wybierają się do Polski, krytyczna rezolucja Parlamentu Europejskiego wisi w powietrzu, zapowiadany na 10 kwietnia marsz miliona trzeba było ograniczyć do 50 tysięcy, film o tragedii smoleńskiej rodzi się w bólach, nie ustają lamenty nad (rzekomym!) zagrożeniem demokracji w Polsce.

W tej sytuacji trzeba poprawić wizerunek. Może porozmawiać z narodem, siedząc przy stole, na tle pianina? Nie, to już było. Potrzebny jest inny śmiały krok. Prezes wydaje więc polecenie marszałkowi Sejmu, żeby ten zaprosił przywódców partii politycznych celem nawiązania dialogu. Komuniści i złodzieje, targowiczanie, drugi sort, animalsi chcą dialogu? Będą mieli dialog. Liderzy wszystkich partii, lepszy i gorszy sort, na pierwsze skinienie prezesa stawili się bez wyjątku. Żaden nie wziął przykładu z prezesa Kaczyńskiego i nie zbojkotował zaproszenia, mimo że Jarosław Kaczyński podobne zaproszenia jeszcze niedawno wyrzucał do kosza.

Na miejscu okazało się, że prezes nikogo nie ugryzł, co zrobiło na uczestnikach takie wrażenie, że wszyscy jak jeden mąż uznali, że było miło. Prezes PiS miał do zaoferowania bardzo mało, tyle co nic – eksperci przestudiują zalecenia Komisji Weneckiej (tej geriatrycznej mieszaninie ludzi bez większego znaczenia), a może to i owo wezmą sobie do serca (implementują – jak powiedział prezydent Duda w Waszyngtonie), zaprasza do współpracy przy tworzeniu nowego projektu ustawy o Trybunale, ale wszystko to obietnice niejasne, ogólnikowe, a o publikacji wyroku TK lub zaprzysiężeniu trzech sędziów – ani słowa.

A panowie politycy na chwilę zapomnieli o tym, ile porozumień i paktów stabilizacyjnych zawierał prezes, jak z dnia na dzień zmieniał swój wizerunek – od dobrotliwego wujaszka po uosobienie agresji i złości.

Ryszard Petru zobaczył już światełko w tunelu, a cierpki zazwyczaj Włodzimierz Czarzasty (syndyk masy upadłości SLD) był wręcz zadowolony ze spotkania. Trudno się zresztą dziwić, bo po raz pierwszy od dłuższego czasu ktoś zaprosił go do stołu. Jeden Grzegorz Schetyna nie dał się nabrać, ale on ma inne zmartwienia, bo Platforma zaczyna się pruć na dobre (tj. na złe), i to w jego kolebce, na Dolnym Śląsku.

A tymczasem światła w tunelu raczej nie widać, tylko wręcz przeciwnie – galopująca ciemnota. Episkopat wypowiada pseudokompromis aborcyjny i domaga się najbardziej restrykcyjnej ustawy w Europie, katecheza coraz bliżej świadectw maturalnych, drakońskie ograniczenia w handlu ziemią nie będą dotyczyły „kościołów i związków wyznaniowych”, bo jak wiadomo, wszyscy są równi wobec prawa, a najbardziej równy jest Kościół, Prokuratura zmienia zdanie i wznawia śledztwo w sprawie wyznaczania sędziów przez Andrzeja Rzeplińskiego, sąd zmienia zdanie i uchyla wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego i wspólników, ułaskawionych już przez prezydenta, orzeczenie TK jak nie było, tak nie jest opublikowane, sędziowie niezaprzysiężeni, a widmo dwóch porządków prawnych nadal nam zagraża.

Prawo i Sprawiedliwość utrzymuje wysokie prowadzenie w sondażach, opozycja jest niemrawa i niepozbierana. W Wiadomościach TVP o 19.30 pełen pluralizm, dwie wypowiedzi: jedna dziennikarka z „Gazety Polskiej Codziennie” i jeden dziennikarz „wSieci”. Gdzie tu jest miejsce na światełko?