Dobra zmiana w stajni

„Dobra zmiana” w stadninie w Janowie Podlaskim, czyli padnięcie dwóch klaczy w ciągu dwóch tygodni, już pod nowym zarządem powołanym przez Agencję Nieruchomości Rolnych, może być wynikiem fatalnego zbiegu okoliczności, może nawet być zamierzonym skutkiem działania osób trzecich (choć to bardzo mało prawdopodobne), ale tak czy owak przypomina znany ostatnio schemat: bierze się perłę w koronie, np. KGHM, inną spółkę Skarbu Państwa albo jeszcze inną firmę państwową o światowej renomie (choć mamy ich tyle, co kot napłakał), wyrzuca się dotychczasowy zarząd, choćby najbardziej zasłużony i kompetentny, i mianuje się swoich ludzi.

Ci albo są pechowcami, albo dyletantami, albo ofiarami, a skutek jest jeden i ten sam: Amra i Preria padły. Nic nie zmieni faktu, że w czasie wieloletniej służby dyr. Marka Treli i pani Anny Stojanowskiej w Janowie padły 4 klacze, a w ciągu kilku tygodni urzędowania nowego Zarządu padły dwie klacze.

I dopiero teraz minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel zapowiada zorganizowanie konkursu na poszczególne stanowiska w następnym zarządzie. (Dodam, że poprzednio obyło się bez konkursu). W zasadzie Prawo i Sprawiedliwość odchodzi od idei konkursów (patrz: rozwiązanie służby cywilnej i zastąpienie konkursów nominacjami), ale widocznie tym razem nie ma wyjścia, zabrakło znajomych.

Sprawę dwóch klaczy ma zbadać prokuratura w Lublinie, a kto zbada przyczyny decyzji kadrowych ministra Jurgiela? Już po padnięciu klaczy Amry będącej własnością Shirley Watts (żona perkusisty The Rolling Stones, hodowczyni i miłośniczka koni) w świat poszła fatalna wiadomość. Po tym, jak padła i Preria, ich właścicielka zabiera swoje konie z Janowa.

Czy znów będzie się mówiło, że jest to decyzja spowodowana nagonką na polską hodowlę, skutek donosicielstwa, Targowicy i prania brudów za granicą? Czy też wreszcie ktoś pójdzie po rozum do głowy i przestanie wyrzucać zasłużonych fachowców tylko dlatego, że pracowali oni w Trzeciej RP, a teraz jest potrzebna świeża krew naszych ludzi, których jedyną kwalifikacja jest staż na stanowisku stajennego za granicą. Jak znam życie, to winnych nie będzie albo znajdą się w cudzej stajni.

Może ktoś powiedzieć, że są to naciągane alegorie. Podam więc inny przykład. Minister spraw zagranicznych z sobie tylko znanych powodów odwołał przed czasem ambasadora Marka Prawdę ze stanowiska stałego przedstawiciela przy Unii Europejskiej. Prawda, były ambasador w Szwecji i w Niemczech, cieszący się opinią świetnego fachowca, powrócił do kraju, do „centrali”, do stajni, gdzie nie otrzymał żadnej propozycji. Była to kolejna Dobra Zmiana w stajni Witolda Waszczykowskiego.

Aż tu nagle gruchnęła wiadomość, że przewodniczący Komisji Europejskiej J.C. Juncker mianował Marka Prawdę przedstawicielem Unii w… Polsce. Juncker, nie w ciemię bity, wie, że sytuacja w naszym kraju jest – pisząc enigmatycznie – skomplikowana, więc potrzebuje tutaj możliwie najlepszego przedstawiciela – najlepszego dla Unii i dla Polski. Jak to dobrze, że w stajni Junckera nie zapanowała jeszcze Dobra Zmiana.

Spotykając się, chcąc nie chcąc, z nowym przedstawicielem Unii, minister Waszczykowski będzie się miał z pyszna. Będzie robił dobrą minę do złej gry – w końcu na tym polega dyplomacja.