Mercedes jednak złoty?

Kilka dobrych wiadomości, żeby uniknąć „deprechy”.

Podczas niechlubnego „audytu” w Sejmie minister Skarbu Państwa Jackiewicz, nawet na tle rządu PiS człowiek bardzo gorliwy i chętny do propagandy, powiedział, że szef jednej ze spółek Skarbu Państwa (Lotto?) miał sobie zażyczyć złotego mercedesa. Oczywiście było to za ohydnych czasów rządu PO-PSL.

Wkrótce okazało się, że mercedes nie był złoty, tylko beżowy, nie nowy, tylko używany, zupełnie jak w dowcipie o radiu Erywań: „Nie w Moskwie, tylko w Petersburgu, nie samochody, tylko rowery i nie rozdają, tylko kradną”.

Skoro o Mercedesie mowa, to jest i nadzieja. Podobno koncern Daimler jest bliski podjęcia decyzji o budowie fabryki silników Mercedesa w rejonie Jawora. Podobno trwają ostateczne ustalenia, ile nas ta przyjemność będzie kosztować, bo kraje, które ubiegają się o podobne inwestycje, muszą zaoferować odpowiednie warunki i przywileje (linia kolejowa, drogi dojazdowe, infrastruktura, ulgi i zwolnienia). Ale to się na ogół opłaca i to na długo, tak że nawet nasz rząd – niechętny kapitałowi zagranicznemu – zabiega o tę inwestycję. Trzymajmy kciuki. (Minister Jackiewicz na pewno porusza się samochodem marki TATA, „made in India”).

Inna dobra wiadomość: rząd raczej poprze drugą kadencję dla Tuska w Unii Europejskiej („jeżeli nie będzie działał na szkodę Polski” – hi, hi!). W sprawie przyszłości Tuska Prawo i Sprawiedliwość nie może się zdecydować. Raz mówi, że Trybunał Stanu (np. minister Witek, a pewna niewiasta propisowa widzi nawet „ks”), innym razem słyszymy, że Polska kandydaturę Tuska poprze, gdyż zasadą PiS jest wspieranie Polaków na wysokich stanowiskach międzynarodowych.

Jeżeli tak się stanie, to będzie to dobra wiadomość. Przy okazji dostaje się Platformie, której europosłowie utrącali (bezskutecznie) kandydaturę Janusza Wojciechowskiego do europejskiej izby obrachunkowej. PO twierdzi, że to miejsce i tak było przeznaczone dla Polaka, ale wolałaby kogoś innego. Ostatecznie i tak wygrał Wojciechowski, co specjalnie nie cieszy, gdyż co prawda ma bardzo dobre przygotowanie fachowe (były sędzia, prezes NIK etc.), to jednak opowiada się za ograniczeniem władzy sądowniczej, zwłaszcza sędziów, którzy jego zdaniem cierpią na „syndrom boga”, popiera ograniczenie niezależności prokuratury przez rząd, więcej kontroli wyroków i sędziów etc.

Odbiegłem daleko od kandydatury Tuska, ale zapowiadane (choć warunkowe) poparcie z Polski to byłaby dobra wiadomość.

Trzecia dobra wiadomość to sposób zmiany na stanowisku prezesa NBP. Rzadko zdarza się, by odchodzący i przychodzący prezes otrzymali tak dobre oceny. Jakimś cudem (a może dzięki własnym walorom) związany z lewicą prof. Belka nie stał się przedmiotem nagonki, odchodzi z NBP w glorii, a przed nim dalszy ciąg imponującej kariery (profesor zwyczajny, były minister i premier, szef departamentu europejskiego MFW). Ba, ostatnio był – choć bez powodzenia – oficjalnym kandydatem Polski na prezesa Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju. To poparcie to dobra wiadomość, bo nadzwyczaj rzadko się zdarza, by człowiek lewicy został zaakceptowany przez rząd PiS. Mało tego, następca Belki, prof. Adam Glapiński, ekonomista i polityk od lat bliski prezesowi Kaczyńskiemu, został przez polityków i media zaakceptowany „bezszmerowo”.

To duża sztuka. Pozostaje pytanie, jak pogodzić wierność Kaczyńskiemu z niezawisłością NBP, gdy rząd bardzo potrzebuje pieniędzy na sfinansowanie swoich obietnic. O to niech się już martwi nowy prezes. W każdym razie transformacja Belka – Glapiński jest udana. Cieszmy się, póki nie jest za późno.