Trump i Brexit. Nieszczęścia chodzą parami
Ledwo człowiek zdążył się oswoić z bezapelacyjnym zwycięstwem Prawa i Sprawiedliwości, a już musi stawić czoła kolejnym nieszczęściom – coraz bardziej prawdopodobnej wygranej Trumpa i Brexitu.
Jedno i drugie jest oznaką jakiejś szerszej rewolty, rebelii, która idzie przez świat zachodni. Odrzucenie starych porządków oraz ludzi i instytucji, które je uosabiają.
Zaściankowy demagog, ksenofob i awanturnik jest o włos od zdobycia władzy nie tylko w jedynym supermocarstwie, ale dużo więcej – o krok od zostania najpotężniejszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Nie dość, że władza w Polsce trafiła w ręce człowieka – delikatnie pisząc – kontrowersyjnego, to jeszcze liderem świata zachodniego może zostać osobnik niedoświadczony i niepoważny – tylko dlatego, że dobrze wyczuwa nastroje znacznej części społeczeństwa amerykańskiego, przede wszystkim wzrost nastrojów ksenofobicznych (w tym tradycyjnie otwartym i pluralistycznym kraju imigrantów), rosnącą utratą poczucia siły i bezpieczeństwa, izolacjonizm nie tylko wobec imigrantów z Południa, ale i wobec reszty świata.
To musi ugodzić w sojusz zachodni, w NATO, w tym w Polskę, dla której Stany Zjednoczone są najważniejszym sojusznikiem i gwarantem bezpieczeństwa. Sukces Trumpa byłby największym prezentem dla Putina. Gdyby Putin mógł, głosowałby na Trumpa, na Amerykę nieprzewidywalną, niepoważną, odwróconą tyłem do świata, co Moskwa skwapliwie wykorzysta. Hillary Clinton nie jest kandydatką moich marzeń, ale wraz ze swoim mężem stanowiliby tandem przewidywalny.
Niestety, reprezentują starą elitę (starą nie w sensie Kennedych, tylko wczorajszą), są bogaci, zasiedziali, a po zasiedziałej rodzinie Bushów i Kennedych wielu Amerykanów ma po prostu ich dość i pragnie zmiany. Nie chcą monarchii dziedzicznej, chcą kogoś spoza waszyngtońskiej elity. Niestety „zmiana” to dziś hasło najpopularniejsze, nawet gdyby to miała być zmiana na gorsze.
Kolejna zmiana na gorsze to ewentualny Brexit – wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Przede wszystkim należy pogratulować politykom PiS, że nazajutrz po dojściu do władzy ogłosili, że od teraz naszym strategicznym sojusznikiem będzie Wielka Brytania! Zgorszeni supremacją Niemiec, odwołując się do starych resentymentów antyniemieckich, postanowili powstać z kolan, uwolnić nas spod dyktatu Berlina, któremu wysługiwał się Tusk, przeciwstawić się „niemieckiej Europie” (tak, tak mówił minister Szczerski), utworzyć oś eurosceptyków Warszawa – Londyn – Budapeszt i w ogóle zacząć mieszać na europejskiej szachownicy, snując mrzonki o Międzymorzu itp., jednocześnie broniąc praw naszych rodaków do świadczeń socjalnych w Wielkiej Brytanii, które są solą w oku Brytyjczyków.
Zamiast tego grozi nam Brexit – cios w równowagę sił w Europie (podzielona Europa to kolejny prezent dla Putina), cios w najbliższego sojusznika politycznego i militarnego Stanów Zjednoczonych w Europie, cios w londyńskie City, cios w interesy polskie na Wyspie i w ogóle w Europie, cios przynajmniej w część naszych rodaków w Zjednoczonym Królestwie, ba, biorąc pod uwagę prounijne nastroje w Szkocji – cios w Commonwealth.
No i potężny cios w Unię, która zapewne podzieli się na Unię dwóch prędkości. Niemcy, Francja, kraje Beneluxu, twarde jądro Unii – bez Wielkiej Brytanii ruszą z kopyta, przyspieszą integrację, a my znajdziemy się za burtą.
Trump i Brexit – nieszczęścia chodzą parami. Chyba że zdarzy się cud.