Polacy – nic się nie stało

Jestem głęboko poruszony pobiciem profesora Jerzego Kochanowskiego w warszawskim tramwaju tylko dlatego, że rozmawiał ze swoim niemieckim kolegą po niemiecku. Wczoraj był to profesor Kochanowski – jutro to może być każdy z nas.

Jakiś inny ksenofobiczny cham może na nas napaść, ponieważ nie podoba mu się, jak rozmawiamy, jak wyglądamy, jaki mamy kolor skóry, co mówiliśmy w telewizji, jak się ubieramy. Ryba psuje się od głowy. Kiedy najważniejszy polityk mówi, że uchodźcy roznoszą zarazki, kiedy oficjalna polityka zwrócona jest przeciwko integracji i cały czas akcentuje to, co osobne, a nie to, co wspólne, powstaje atmosfera sprzyjająca aktom wrogości wobec obcych, wobec innych.

Co innego słyszeć ogólnie o ksenofobii, a co innego, kiedy znamy ofiarę przestępcy, znamy jego książki, znamy ulicę, którą jechał tramwaj, kiedy wszystko dzieje się obok cmentarzy, na których spoczywają nasi bliscy, w tym nasi przyjaciele z POLITYKI: Mieczysław Rakowski, Jacek Mojkowski, Andrzej Krzysztof Wróblewski i inni.

To miejsca drogie naszemu sercu, miejsca, do których nieuchronnie zmierzamy. Boli nas, kiedy rozlega się tam buczenie, a za murem, w tramwaju, nienawiść prowadzi do przestępstwa. Boli nas bezczynność motorniczego, bezbronność ofiary i wstyd wobec niemieckiego profesora, którego bronił polski kolega przed polskim chamem. Oczywiście, jeżeli profesor z Jeny wspomni o tym zdarzeniu publicznie, będziemy protestować przeciwko szkalowaniu naszego dobrego imienia. Pana profesora Kochanowskiego i jego kolegę – profesora z Niemiec – w głębi ducha powinniśmy przeprosić, ponieważ odpowiadamy jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Obawiam się, że odpowiednie władze zlekceważą ten incydent, śledztwo – jeśli w ogóle zostanie wszczęte – będzie umorzone ze względu na niemożliwość ustalenia sprawców i znikomą szkodliwość społeczną czynu. Polacy – nic się nie stało.