Na jedno kopyto

Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury, powiedział, że „jest gotów przeprosić” działaczki organizacji pozarządowych (NGO) Zofię Komorowską i Różę Rzeplińską oraz Jakuba Wygnańskiego.

„Jest gotów” czy „przeprasza” – to subtelna różnica. Ale powiedzmy, że wicepremier faktycznie przeprasza. Pozostaje pytanie: za co? Za to, że jeżeli ktoś jest z kimś spokrewniony, to nie podważa pożytku publicznego organizacji, w której działa. Faktycznie, wicepremier powinien przeprosić za trwającą od kilku tygodni w Wiadomościach TVP nagonkę na organizacje pozarządowe.

Nawet jeżeli pokrzywdzone działaczki przyjmą przeprosiny, to na tym sprawa się nie kończy. Trwająca od pewnego czasu ofensywa wobec NGO-sów (zwanych potocznie również OPP – Organizacje Pożytku Publicznego) musi skutkować obniżeniem ich autorytetu, wzrostem podejrzeń, czy aby są to organizacje uczciwe i pożyteczne, a w rezultacie do zmniejszenia 1 proc. daniny z podatku na rzecz rozmaitych fundacji i stowarzyszeń. W Polsce, gdzie „trzeci sektor” nie ma wielkich tradycji, ale rozwijał się (ponad 110 tys. organizacji), taki atak to więcej niż zbrodnia – to błąd.

Na pewno w takiej masie stowarzyszeń i fundacji zdarzały się i przekręty, oszustwa, które trzeba ujawniać i zwalczać, ale pomysł utworzenia Narodowego Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego jest absurdalny. Powołanie takiego centrum byłoby nieszczęściem. Społeczeństwo obywatelskie na tym m.in. polega, że tworzą się tysiące niezależnych inicjatyw, które odpowiadają tylko wobec prawa i swoich członków. Jedne utrzymują się ze składek, inne pozyskują środki publiczne w drodze konkursów, jeszcze inne żyją z darowizn z kraju lub z zagranicy, a najczęściej ze wszystkiego po trochu. I komu to przeszkadzało? Rządowi, bo – jak powiedziała premier Szydło – ten sektor wymaga „uregulowania”, bo mówi się, że państwo nie wspiera Trzeciego sektora, a przecież w dużym stopniu finansuje te organizacje.

Prawdziwym celem ataku władz na „trzeci sektor” jest dążenie rządu PiS do opanowania całego życia publicznego, we wszystkich jego aspektach: gospodarki, kultury, nauki, propagandy, mediów, Trybunału Konstytucyjnego, historii, sądownictwa, prokuratury, służby cywilnej, samorządów, od stadniny po muzea i politykę historyczną – wszystko ma być na jedno kopyto, podporządkowane władzy, od urodzenia do pochówku i ekshumacji – wszystko ma służyć budowie nowego człowieka i państwa PiS.

Nie przypadkiem atak na „trzeci sektor” (zapoczątkowany przez dyspozycyjną telewizję) zbiegł się z atakiem na samorządy. Każda słabość, błąd, kompromitacja, potknięcie władz Warszawy, Gdańska, Łodzi, Lublina – jest natychmiast nagłaśniane, wykorzystywane w walce o przejęcie samorządów. Rząd już prowadzi kampanię wyborczą do samorządów, wykorzystując wszystkie podległe sobie narzędzia – media, służby specjalnej troski (CBA), prokuraturę, a przyjdzie kolej na sądy i na adwokaturę.

Obóz rządzący dąży do władzy pełnej, totalnej, zachowuje się jak na terytorium, które trzeba sobie podporządkować pod każdym względem, likwidować wszystkie gniazda oporu, kompromitować i zwalczać każdego, kto mówi „nie”. Sędzia, który mówi „nie” – jest politykiem, nauczyciel, który mówi „nie” – jest politykiem, manifestacja sprzeciwu nauczycieli i rodziców jest manifestacją polityczną, a uprawianie polityki jest zarezerwowane wyłącznie dla siły zwierzchniej. Kto uważa inaczej, ten jest przeciw Polsce. Uff.