Magierowski – nosił wilk razy kilka

Wybór Marka Magierowskiego na rzecznika prasowego prezydenta Dudy był trafny. Dobry, zrównoważony i poważny publicysta o poglądach prawicowych, specjalizujący się w problematyce międzynarodowej i obronnej, w dodatku władający kilkoma językami, był odpowiednim kandydatem na stanowisko rzecznika i dyrektora. Tym bardziej że nowy prezydent nie dał się poznać jako znawca polityki zagranicznej i militariów. Kandydatura Magierowskiego nie budziła zdziwienia. Jeżeli już, to zdziwienie budził fakt, że taki dobry publicysta godzi się zamienić swój status niezależnego dziennikarza na pracę u takiego kiepskiego prezydenta. (Wtedy nie dla wszystkich było jeszcze ewidentne, że Duda będzie aż tak złym prezydentem).

Nie znam kulis Pałacu Prezydenckiego, ale sądzę, że Magierowski był dobrym rzecznikiem. Mijał się z prawdą, kiedy tego wymagał prezydent, nie unikał kontaktów z mediami, nie ubliżał dziennikarzom („małpa w czerwonym”), nie wysuwał się na plan pierwszy, wolał tytuł dyrektora niż ministra, z kamienną twarzą unikał konfliktów w obozie władzy, utrzymywał lekki dystans do swojego środowiska.mmmNiestety, nawet Magierowski nie był w stanie kontynuować swojej misji. Kiedy generałowie, jeden po drugim, odchodzili z wojska, rzecznik mówił, że prezydent (zwierzchnik sił zbrojnych!) nie jest tym zaniepokojony, wszystko odbywa się planowo, Duda ma zaufanie do Macierewicza. Kiedy wróble ćwierkały o braku kontaktów prezydenta z ministrem obrony – Magierowski zapewniał, że ich kontakty są regularne i owocne. Kiedy Pałac ujawnił pierwsze listy Dudy do Macierewicza – rzecznik został zdyskredytowany przez „swojego” prezydenta. Okazało się, że kontakty prezydent–minister są dalekie, że minister miesiącami nie odpowiada na „pisma” BBN, że Macierewicz wyzwolił się spod skrzydeł prezydenta (nie mówiąc już o premier).

Kiedy prezes Kaczyński skrytykował „politykę epistolarną” Dudy i Macierewicza, Magierowski stał się częścią konfliktu, „przygadał” niezbyt elegancko adwersarzom prezydenta, jakoby mieli problemy z czytaniem, i znalazł się na ścieżce wojennej z rzeczniczką PiS Beatą Mazurek.

Kilka dni później prezydent Duda wygłosił zawstydzającą tyradę na temat odpowiedzialności zbiorowej zdrajców, ich dzieci i wnuków, którzy zawsze będą unikali prawdy historycznej, wzywał do pryncypialnej polityki historycznej i w ogóle mówił w duchu „resortowych dzieci”, jak gdyby jego przemówienie pisała Dorota Kania.

No i wreszcie najnowsza bomba: prezydent Duda zapowiedział referendum w sprawie konstytucji, czym ewidentnie zaskoczył swój obóz polityczny, w tym zapewne i własnego rzecznika. Magierowski znalazł się w trudnej sytuacji – skłócony z PiS, wywiedziony w pole na temat kontaktów Duda–Macierewicz i niedoinformowany w Pałacu na temat Macierewicza, a potem referendum, musiał firmować teksty bardziej w stylu resortowych dzieci niż swoim własnym. Był już najwyższy czas, żeby się katapultować.